Quantcast
Channel: Kasia na fali - pielęgnacja włosów kręconych i falowanych.
Viewing all 512 articles
Browse latest View live

Naturalna pielęgnacja twarzy - czego aktualnie używam?

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Prosicie, aby więcej pisała na temat naturalnej pielęgnacji twarzy - Wasze życzenie jest dla mnie rozkazem :) Moja pielęgnacja w 90% składa się z naturalnych produktów, zatem rzadko spotkacie u mnie drogeryjny tonik, żel do mycia czy krem. Czasem coś mnie skusi, jednak rzadko. Ostatnim takim produktem był peeling różany ziaja oraz krem pod oczy z witaminą E ziaja, o których pisałam Wam w TYM POŚCIE. Najczęściej jednak pielęgnacyjne zakupy robię w sklepach z półproduktami. Drogerie jednak zapełniają się ekologicznymi kosmetykami, zatem na pewno będę co jakiś czas sprawdzać różne ekologiczne, naturalne kosmetyki. Zobaczcie, z czego składa się moja aktualna kolekcja :)




1. Oczyszczanie twarzy
Do mycia twarzy od kilku lat najczęściej używam olejków myjących. To wybawienie dla suchej skóry, chociaż moją mogę już nazwać normalną, może bardzo lekko mieszaną. Jest również naczynkowa ;) Przepis na taki olejek myjący DIY krok po kroku znajduje się w TYM POŚCIE. W swoich zbiorach posiadam aktualnie wersję z gotowego zestawu ze sklepu Zrób Sobie Krem - KLIK. Są tam również gotowe inne zestawy, albo można kupić emulgator SLP, do tego olej i zrobimy sobie taki olejek myjący same ;) Jakiś czas temu w Kosmyku dorwałam piankę myjącą do twarzy ecolab - konkretnie taką - KLIK. Dedykowana jest ona niby dla cery tłustej, jednak moim zdaniem jest naprawdę delikatna i dla tłuścioszków może być jednak za słabo oczyszczająca. Mnie skusiło oczywiście fioletowe opakowanie, widać moją miłość do tego odcienia chociażby po dywanie ;) Następnym razem skuszę się pewnie na inną wersję, jest jeszczepianka ecolab dla cery suchej i wrażliwej oraz pianka odmładzająca dla cery dojrzałej, składy jakoś bardzo się nie różnią, dosłownie kilkoma ekstraktami. O piance planuję osobny post, to naprawdę jeden z niewielu drogeryjnych kosmetyków myjących, który mnie zadowolił. Do tej pory lubię jednakżel biolaven ;)



2. Tonizowanie
Już od wielu lat jako toników używam hydrolatów ;) Niestety najczęściej drogeryjne toniki i kremy podrażniały mnie najbardziej. To właśnie hydrolaty rozpoczęły moją przygodę z naturalną pielęgnacją twarzy :) O wszystkich, do tej pory używanych przeze mnie hydrolatach możecie poczytać TUTAJ:



Co jakiś czas testuję jakiś nowy, muszę mieć jednak w lodówce swoich ulubieńców, obecnie jest to hydrolat różany bez konserwantów ze Zrób Sobie Krem oraz hydrolat lipowy bez konserwantów z e-naturalne. Hydrolat przelewam sobie do buteleczki z atomizerem i codziennie rano i wieczorem psikam twarz. W taką wilgotną skórę wklepuję moją następną mieszankę, o której za chwilkę ;)



3. Serum
W taką wilgotną od hydrolatu skórę wklepuję moją następną mieszankę, czyli najprostsze serum - kwas hialuronowy z olejem. Swojego czasu robiłam kremy na bazach kremowych, przepisy są TUTAJ:




Teraz jednak najczęściej mieszam sobie na dłoni kroplę żelu hialuronowego (mój aktualnie ze sklepu ecospa) z 2-3 kropelkami oleju. Obecnie jest to olej z pestek malin ze sklepu mieszadełko oraz olej marula z e-naturalne - ten testuję również jako dodatek do maski do włosów ;) Swego czasu do takiej mieszanki dodawałam kilka kropel kompleksu na naczynka - KLIK. Teraz nie mam już większego problemu z naczynkami i nie miałam go już kilka miesięcy. Czasem dorzucę kroplę jakiegoś nawilżacza - np. panthenolu czy mleczka bawełnianego, jednak niezbyt często. Po takiej fajnej, naturalnej pielęgnacji nie mam problemu z przesuszeniem cery.


4. Złuszczanie i kwasy
Od lat używam bardzo przyjemnego i delikatnego kwasu PHA - dokładniej chodzi mi o glukonolakton. Można stosować go również w ciąży ;) Ma on wspaniałe działanie na moje naczynka, bardzo ładnie nawilża i goi ewentualne niespodzianki. Przepis na prosty tonik z tym kwasem krok po kroku możecie znaleźć na moim blogu w TYM POŚCIE. Co drugi dzień stosuję go wieczorem zamiast hydrolatu. Aktualnie mam glukonolakton z e-naturalne, tani jest również na ecospa i naturalissa ;) Jeśli chodzi o peeling - od dawna stosuję enzymatyczny peeling z owoców tropikalnych z e-naturalne. Mieszam go z letnią wodą, działa świetnie. Od czasu do czasu lubię sobie użyć czegoś delikatniejszego i drobnoziarnistego, korzystam wtedy z gotowych produktów, np. w saszetkach, albo sięgam po zmielone pestki malin, np. te ze sklepu mieszadełko, mieszając je z olejem albo jakimś żelem do twarzy.



Lubicie naturalną pielęgnację, czy stawiacie na gotowce z drogerii? :) Całuję :*



Zapraszam na mój instagram:



Oraz stronę na facebooku ;)


Jak wyglądają moje włosy rano, bez reanimacji, po wstaniu z łóżka? :)

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Ostatnio na facebooku odważyłam Wam się pokazać moje włosy prawie od razu po wstaniu z łóżka, bez żadnej reanimacji. Chciałam dzięki temu pokazać, że nawet moje, bardzo pielęgnowane i zdrowe fale potrzebują rano kilku kroków, żeby odzyskać skręt i wyglądać po prostu ładniej. Kiedyś znakomicie spisywała się u mnie jedna metoda - wieczorem umyć włosy, nałożyć łyżeczkę mocnego żelu, aż powstaną strączki. I tak położyć się spać. Rano odgnieść resztkę strączków i włosy były gotowe. Teraz niestety włosy są całkiem zdrowe, spadła mi porowatość i łyżeczka żelu już nie przejdzie, włosy są obciążone, przez co strączków praktycznie brak. No i rano muszę kombinować ;) 


Wpis o reanimacji włosów rano znajduje się TUTAJ, a TUTAJ metody, jak można spróbować przetrwać noc, żeby rano nie obudzić się z miotłą na głowie ;) Od kilku miesięcy śpię normalnie, nie używam chustek, nie przerzucam włosów za łóżko (teraz nawet nie mam takiej możliwości). Ma mi być wygodnie, nie chce mi się myśleć o tym, żeby nie zrzucić chustki czy nie przygnieść włosów. Przez to rano włosy wymagają reanimacji. Testuję teraz różne reanimujące psikadełka, dodaję głównie półprodukty, ale również trochę gotowej odżywki czy żelu lnianego. Jak wymyślę jakiś fajny, nowy przepis, na pewno Wam go tutaj zaprezentuję. Teraz jednak chcę jeszcze raz pokazać, jak moje włosy wyglądają rano, tuż po wstaniu z łóżka, bez zmoczenia ani żadnej reanimacji skrętu.

Wreszcie świeży kolorek po hennie ;) Oba zdjęcia bez lampy, w naturalnym świetle. Jak widać, skręt jest słabszy, włosy troszeczkę bardziej matowe, potrzebują pomocy ;)

Tutaj zdjęcie po lewej bez lampy, po prawej z lampą. Z tyłu moje włosy zawsze słabiej się kręcą i nie wyglądają wyjściowo - trzeba je zmoczyć i dougniatać z czymś ;)

Najlepsza, ale i najbardziej czasochłonna metoda porannej reanimacji to zmoczenie włosów i nałożenie dosłownie kapkikremu do loków boots. Potem trzeba włosy podsuszyć, bo są mokre, a moje teraz coraz dłużej schną. Krem ten jest mocno emolientowy, pięknie ogranicza puch i podkreśla skręt. Czasami zamiast kremu używam niewielkiej ilości jakiegoś słabego żelu do włosów z niewielką ilością polimerów. Obecne bielendy mają alkohol, ale z tego co widziałam dużo dalej w składzie, mam taki jeden i używam ;) Najszybszą metodą jest użycie sprayu reanimującego na suche włosy - swego czasu robiłam taki spray z 200 ml wody, łyżeczki balsamu ecolab oraz łyżeczki żelu lnianego. Wszystko konserwowałam. Fale jednak nie są po tym aż tak przyjemne w dotyku, jak przy zmoczeniu i zaaplikowaniu kremu lub żelu. No coś za coś, zależy, ile czasu mam rano ;) Najlepiej moje włosy wyglądają jednak umyte rano, ale to troszeczkę zajmuje - samo mycie czy potrzymanie maseczki niekoniecznie, ale już suszenie i stylizacja to jakieś 20 minut w moim wypadku.


Musicie robić coś z Waszymi falami lub lokami rankiem, czy macie to szczęście i wyglądają pięknie bez żadnych zabiegów? :) Całuję :*


A może odwiedzisz mnie na instagramie?



Balsam planeta organica afryka z masłem mango - czy pobił arganowego ulubieńca?

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Lubicie emolientowe maseczki, odżywki i balsamy do włosów? Ja bardzo je lubię i lubię wyszukiwać takie czysto emolientowe produkty z niewielką ilością nawilżaczy. Jednym z takich balsamów jest balsam planeta organica afryka z masłem mango. Pisałam Wam już jakiś czas temu o jego arganowym bracie oraz siostrze z makadamią ;) Dzisiaj czas na wersję z masłem mango, zapraszam na recenzję.




Skład:
Aqua with infusion of Mangifera Indica (Mango) Seed Butter (organiczne masło mango), Cocos Nucifera (Coconut) Oil (olej kokosowy),Tamarindus Idica Leaf Extract (ekstrakt tamaryndowca), Cetearyl Alcohol, Behentrimonium Chloride, Cetrimonium Chloride, Tocopheryl Acetate, Parfum, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Benzyl Alcohol, Dehydroacetic Acid, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Citric Acid.

Skład jest bardzo emolientowy, jak praktycznie cała seria planeta organica afryka :) Widzimy tutaj masło mango (producent deklaruje, że jest go aż 12%), dalej olej kokosowy oraz ekstrakt tamaryndowca. Dalej kolejny emolienty, dwa antystatyki, witamina E i zapach. Po zapachu guma guar - może mieć pewien potencjał obciążający. Dalej już konserwanty i substancje zapachowe.


Opakowanie:
O rany, balsamy planeta organica afryka, w tym balsam  mango - mają naprawdę denerwujące te buteleczki :) Niby ładnie się prezentują, bo takie prostokątne, brązowe, ale wydobyć z nich cokolwiek jest naprawdę ciężko. A tutaj jeszcze  konsystencja jest dużo bardziej gęsta, niż w balsamie z olejem arganowym i makadamia. No i mój egzemplarz stoi wiecznie na głowie, a i tak muszę się namachać, żeby wydobyć odpowiednią ilość :)

Konsystencja i zapach:
Uwielbiam te zapachy - każdy balsam planeta organica afryka pachnie cudownie, a ten podbił moje serce najmocniej. Bardzo wyraźnie czuć tutaj zapach mango, co bardzo uprzyjemnia stosowanie. Szkoda, że nie czuć go już po zmyciu produktu. Konsystencja - jak już pisałam, dość gęsta, nieco za gęsta, jak na takie opakowanie.


Działanie:
Pewnie czekacie już na informacje, jak balsam z masłem mango spisał się na moich włosach? :) No, nie trzymam dłużej w niepewności. Nie jest tak wspaniały jak arganowy brat, spisuje się też nieco gorzej, niż siostra z makadamią. O ile tamte balsamy bardzo ładnie dociążały moje fale, tak tutaj włosy po balsamie mango są inne. Są bardziej puszyste, mają nieco większą objętość. Nie jest to na pewno puch - ten mam najczęściej po źle dobranych nawilżaczach czy ziołach. Nawilża umiarkowanie, nie tak ładnie, jak wersja arganowa. Włosy po użyciu słabiej się kręcą. No i troszeczkę obciąża, po jakiś dwóch użyciach muszę już umyć włosy mocniejszym szamponem. Tak działa na mnie guar ;) Nie jest to zły produkt, jakby miała dać mu ocenę w skali 1-5, dostałby 3. Wersja arganowa miałaby piąteczkę, makadamia czwórkę z plusem. Tutaj trójka. Podejrzewam, że balsam może również puszyć włosy o wyższej porowatości - olej kokosowy i masło mango mają do tego tendencję, zobaczcie sami:


NazwaOmega 9LaurynowyMirystynowyStearynowyPalmitynowyArachidonowyInne
Olej kokosowy74418410
13
Olej palmowy
48161210

Olej babassu
4620



Olej monoi
50




Masło tucuma124824
6









Masło shea46

4142
Masło cupuacu43

30711
Masło kakaowe38

3525

Masło mango510
40351



Może Cię zainteresować:


Lubicie kosmetyki planeta organica, nie tylko z serii afryka? :) Całuję :*


Zapraszam do odwiedzenia mojego profilu na instagramie :)

Oraz facebooku:


Sklep z półproduktami Mieszadełko - co ciekawego ukręciłam? :)

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Jakiś czas temu sklep Mieszadełko zaproponował mi przetestowanie swojego zestawu startowego i opisanie go na blogu. Jest to sklep z półproduktami, możemy tam znaleźć różnej maści oleje, ekstrakty roślinne, algi, peelingi, witaminy czy substancje nawilżające. Jak wiecie, sama uwielbiam naturalną pielęgnację, dosłownie kilka dni temu pisałam, jak wygląda taka naturalna pielęgnacja mojej twarzy - KLIK KLIK :) Z przyjemnością przystałam zatem na propozycję przetestowania zestawu startowego ze sklepu Mieszadełko. Zobaczcie, co tam ciekawego ukręciłam w domowym zaciszu :)




Co znajdowało się w moim zestawie?
Jak widzicie na zdjęciu, całość zapakowana była w papierową torebeczkę z etykietką sklepu. W środku znalazłam:
*olej z orzecha włoskiego z olejkiem eterycznym pomarańczowo-cynamonowym 15ml
*karteczka z przepisami i recepturami


Co ukręciłam? :)
1. Balsam do ust
Jako pierwszy postanowiłam zrobić balsam do ust - miałam akurat ostatki mojej ulubionej pomadki bebe, a tu mrozy panowały, trzeba by jakoś te usta chronić, jak idzie się na spacer z synkiem ;) Zobaczcie fotorelację krok po kroku, to nic trudnego :)

Najpierw odmierzyłam na mojej wadze (kupiona na allegro za 2 dyszki) 2g wosku pszczelego. Można też odmierzyć na oko pół opakowania, jeśli nie mamy wagi - to będzie kapka więcej, niż 2g ;)

Następnie wosk pszczeli rozpuściłam w kąpieli wodnej - czyli w garnuszku wrząca woda, wosk w filiżance i mieszamy aż do rozpuszczenia.

W tym czasie ogrzewałam olej kokosowy, żeby zrobił się płynny - w miseczce z gorącą wodą. To najlepszy i najszybszy sposób na rozpuszczenie kokosa, np. jeśli planujemy olejować nim włosy :)

Kiedy wosk pszczeli się rozpuścił, odmierzyłam 15ml oleju kokosowego - akurat mam łyżeczkę miarową 5ml, czyli poszły 3 takie łyżeczki.

Następnie odmierzyłam 8ml oleju z orzechów włoskich - użyłam łyżeczki 5ml oraz 1ml. Możemy też wlać na oko pół buteleczki olejku, to wyjdzie nam prawie to samo :) 

Filiżanka znowu ląduje w kąpieli wodnej, żeby wszystko się rozpuściło i ładnie połączyło. Chwilkę mieszamy, aż do uzyskania płynnej konsystencji. Wybaczcie mi, że garnuszek jest tak porysowany ;)

Przelewamy wszystko do pojemniczka, czekamy do ostygnięcia i gotowe. Następnym razem dodam jeszcze troszkę miodu :)

Balsam ma twardą konsystencję, która jednak szybciutko mięknie, po zetknięciu się z palcami. Lubiłam zawsze smarować usta czystym olejem kokosowym i masłem shea, denerwowało mnie jednak troszkę to, że zostawiały tą bardzo tłustą warstwę na ustach. Tutaj - podejrzewam, że dzięki woskowi pszczelemu - balsam nie zostawia takiej tłustej warstwy i dużo lepiej się rozsmarowuje i pielęgnuje usta. No i gotowy produkt ślicznie pachnie - dzięki olejkowi pomarańczowo-cynamonowemu ;) Świetnie zabezpiecza usta przed mrozem, zimnem i wiatrem. Uwielbia go również mój synek ;) Fajnie zmiękcza suche łokcie czy kolana.

2. Peeling malinowy
Tutaj sprawa była bardzo prosta - trzeba wymieszać odpowiednią ilość pesteczek malin z olejem. Pierwszą porcję przygotowałam do twarzy, zatem zmniejszyłam proporcje i użyłam 2g pestek malin oraz 1ml oleju z pestek malin.
Peeling okazał się jednak za mocny dla mojej delikatnej cery - byłam po nim czerwona jak indianin :) Za to postanowiłam wykorzystać go do ciała - słuchajcie, jaki to świetny zdzierak. Wydawać by się mogło, że pesteczki są takie małe, delikatne, ale to tylko pozory :) Tutaj wymieszałam już 10g pestek z 5ml oleju, tym razem akurat sezamowego. Nałożyłam na nogi i pośladki, wymasowałam. Skóra gładziutka jak pupa niemowlaka, a dodatek oleju delikatnie ją natłuścił. Coś wspaniałego. Ostatnio zrobiłam także peeling skóry głowy z dodatkiem pestek malin - do szamponu dodałam jakąś łyżeczkę i porządnie wymasowałam skórę głowy. Wspaniałe uczucie odświeżenia i odbicia włosów od nasady. Czemu tak często o tym zapominam? :)

3. Maseczka do włosów
Tutaj po prostu chodzi o olej kokosowy, nałożony na suche włosy na kilka godzin :) Olej jest nierafinowany, zatem pięknie pachnie. Moje włosy kiedyś bardzo go nie lubiły, jednak po spadku porowatości coś się zmieniło - pisałam Wam o tym więcej TUTAJ. Moje fale po oleju kokosowym są gładziutkie, odżywione i takie jedwabiste w dotyku. Nie mogę jednak używać go zbyt często, wtedy efekt jest znacznie gorszy.

4. Serum olejowe
Producent polecał zmieszać olej z pestek malin z olejem z orzecha włoskiego, wzbogaconym olejkami eterycznymi. Moja cera jednak na większość olejków eterycznych reaguje zaczerwienieniem, zatem stosuję sam olej z pestek malin, w połączeniu z żelem hialuronowym. To najlepszy krem na świecie, poważnie :) Więcej o takim olejowym serum możecie przeczytać TUTAJ. Taka mieszanka, nałożona na lekko wilgotną cerę wspaniale nawilża, odżywia, wygładza i rozjaśnia ;) Olej z pestek malin idealny jest na lato i ogólnie cieplejsze miesiące, teraz używam go na zmianę z olejem marula, o którym napiszę Wam niebawem coś więcej.


Słówko na koniec:
Zestaw wydaje mi się idealny dla początkujących. Razem z produktami otrzymujemy karteczkę z kilkoma podstawowymi recepturami, które naprawdę nie są zbyt skomplikowane ;) Produkty są bardzo dobrej jakości, oleje nierafinowane i pachnące :) Szkoda, że nie zrobiłam balsamu do ciała, ale nic straconego, może jeszcze ukręcę ;) Więcej receptur znajduje się TUTAJ.




Współpraca z Mieszadełko:


Lubicie tworzyć swoje własne kosmetyki? :) Jak spisuje się u Was olej kokosowy? Całuję :*

Włosy w styczniu 2017r.

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Tym razem włosowa aktualizacja będzie na czas, nie tak jak ostatnio :) W styczniu nie miałam z włosami większych problemów, za to na przełomie stycznia i lutego dopadło mnie przenawilżenie włosów. No ale nie ma się co dziwić - używałam wielu nawilżających produktów: maseczki i odżywki z panthenolem, do których dokapywałam jeszcze nawilżających półproduktów, spraye reanimujące skręt z humektantami oraz żele do włosów z gliceryną. A proteinki? No, widać za rzadko, bo może raz w tygodniu albo i rzadziej. Wprowadzam zatem troszeczkę więcej protein i ograniczam troszkę nawilżacze. Pokażę Wam niedługo mój nowy plan pielęgnacji na najbliższy czas ;) Ostatnio włosy przenawilżyłam ponad rok temu, możecie je zobaczyć w takim stanie TUTAJ ;) Zapraszam tymczasem na włosową aktualizację.




Olejowanie:
Przez pierwszą część stycznia używałam głównie olejku do włosów od jessicurl -  niebawem napiszę Wam recenzję, a poniżej macie zdjęcie i skład :) Potem postanowiłam pozbyć się małych zapasów, czyli resztek mojego ukochanego oleju krokoszowego oraz oleju sezamowego, recenzje możecie zobaczyć TUTAJ i TUTAJ :) Krokosz świetnie spisuje się, zwłaszcza nałożony na suche włosy na całą noc, to nadal mój ulubiony olej.



Mycie:
Nadal testuję szampon jessicurl, jednak przez guar w składzie nie mogę używać go na co dzień i muszę robić sobie od niego małe przerwy - podobnie miałam z ukochanym biolavenem. Na co dzień zatem stosuję głównie szampon ecolab do włosów przetłuszczających się. Częściej też włosy oczyszczam, nadal mam barwę z czarną rzepą ;)

Odżywianie:
Sporo było produktów nawilżających, przez co spotkało mnie to przenawilżenie ;) Bardzo często stosowałam maskę ziaja z olejem arganowym i tsubaki, dokańczam również balsam regenerujący ecolab z olejem żurawinowym. Kilka razy użyłam balsamu planeta organica afryka z masłem mango - to taki emolientowy produkt, nie spisał się jednak tak ładnie, jak wersja arganowa i z makadamią. Testuję również odżywkę jessicurl aloeba daily z olejem kokosowym wysoko w składzie - postaram się jeszcze w lutym zamieścić recenzję, chociaż nie obiecuję, że mi się uda ;) Traktowałam ją jako produkt lekko proteinowy, ponieważ w składzie ma hydrolizowaną mąkę owsianą. Typowo proteinowej maseczki użyłam w styczniu ... dosłownie raz, a była to maska Dr. Sante z keratyną i olejem arganowym - nie ma się co dziwić, że spotkało mnie przenawilżenie ;) Jako odżywki bez spłukiwania używam nadal kallosa multivitamin, teraz już bardzo lekko rozwodnionego.

Stylizacja:
Wierna jestem mojemu ukochanemu żelowi syoss men power hold. W styczniu dość często używałam także innego syossa, a dokładniej wersji max hold. Ta wersja ma w składzie wyżej glicerynę i niestety nie spisuje się tak fajnie, jak power hold - no i nie podkreśla tak ładnie skrętu. Niebawem zrobię recenzję, może nawet recenzję porównawczą? :) Żeby nie obrastać w zapasy - a stylizatorów troszeczkę mam - co któreś mycie używam czegoś innego, np. żelu do włosów jessicurl


Półprodukty:
No, tutaj troszeczkę poszalałam - dość często do maseczek i odżywek dodawałam panthenol oraz mleczko bawełniane, o którym nie tak dawno Wam pisałam. Dodaję także kilka kropel oleju marula - nowości w mojej łazience i lodówce ;) Zabezpieczam nim również końcówki.

No to czas na zdjęcia - wersja z lampą błyskową i bez niej. Odrostu już nie ma, z początkiem lutego była henna ;) Tutaj akurat po mleczku bawełnianym.


Jak Wasze włosy zniosły styczeń i niezbyt przyjazną pogodę? :) Całuję :*



A może odwiedzisz mojego instagrama? :)


Oraz stronę na facebooku:


Czwartek dla włosów - olej na całą noc, dużo proteinek i keratyny hydrolizowanej :)

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Pamiętacie, jak pisałam Wam o moim ostatnim przenawilżeniu włosów? Na przenawilżenie najlepsze są proteiny i długie olejowanie, zatem taki właśnie bogaty czwartek dla włosów zapewniłam sobie ostatnio ;) Efekty przeszły moje najśmielsze oczekiwania - włosy nie są już suche, klejący i postrączkowane, za to przywitał mnie bardzo ładny skręt i kilka korkociągów. Zobaczcie, co tam wykombinowałam :)





W środę wieczorem nałożyłam na suche włosy mój ukochany olej krokoszowy - swojego czasu zastanawiałam się, czy nadal tak świetnie mi służy, jestem już pewna, że tak ;) Olej trzymałam całą noc, rano zmyłam go szamponem odżywczym bania agafii w saszetce. Następnie na odciśnięte z wody włosy nałożyłam mieszankę: łyżeczka maski ziaja z olejem tsubaki i arganowym + 8 kropel keratyny hydrolizowane + 4 krople oleju marula. Potrzymałam wszystko 10 minut pod ciepłym ręcznikiem i bardzo dokładnie spłukałam. Już w tej chwili włosy były takie gładkie i jedwabiste w dotyku ;) Po spłukaniu, w takie ociekające wodą włosy nad wanną wgniotłam dosłownie 1 groszek kallosa multivitamin. Zawinęłam włosy  na chwilkę w bawełniany podkoszulek. Zdjęłam go, wyprostowałam się, rozczesałam włosy palcami, zrobiłam przedziałek i wgniotłam 3 małe groszki żelu syoss men power hold - mojego ulubieńca w czarno-pomarańczowym opakowaniu. Wysuszyłam włosy suszarką z dyfuzorem do jakiś 70%, reszta doschła sama. Odgniotłam niewielkie sucharki. Po kilku godzinach, wieczorem włosy prezentowały się tak:


Zdjęcia niestety tylko z lampą, było już dość późno ;)  Strasznie szczędziłam im ostatnio protein, a to one właśnie najlepiej moje włosy skręcają. Wiadomo, że nie ma co przesadzać i lepiej równoważyć wszystko nawilżaczami i emolientami. Widzicie, jak mocno się skręciły? :) W dotyku były takie zwarte, mięsiste, elastyczne, zupełnie inne, niż w ostatnim czasie. Do tego błyszczały dużo mocniej, niż normalnie. Od tej pory proteiny będę serwować przynajmniej raz w tygodniu, a może nawet częściej, kto wie, kto wie ;)


Może Cię zainteresować:


Widać, że moje włosy nadal są proteinolubne, choć chyba już troszeczkę mniej, niż kiedyś :) Lubicie proteiny w pielęgnacji włosów? Całuję :*



A może odwiedzisz mój profil na instagramie? :)


Włosowe buble 2016r. :)

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Najbardziej lubię pisać Wam o produktach do włosów, które mnie zachwyciły. Przyjemniej pisze się o miłych rzeczach - też tak macie? :) Niestety zdarza mi się trafić na tak zwane włosowe bubelki, o których chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. Kilka takich maseczek i odżywek przetestowałam w zeszłym roku - przedstawiam Wam zatem włosowe buble 2016r. ;)



1. Vianek odżywka nawilżająca do włosów
Bardzo lubię firmę sylveco, skusiłam się zatem na nawilżającą odżywkę z Vianka ;) Patrząc wcześniej na skład spodziewałam się, że nie będzie ona moją ulubioną odżywką, ale nie sądziłam, że zrobi mi na włosach aż takie sianko ;) Możecie je obejrzeć  w pełnej recenzji odżywki - KLIK KLIK. Myślę, że za dużo tutaj nawilżaczy - cukier i gliceryna, bez odpowiednio emolientowego wsparcia. Odżywka trafiła do mojej siostry, ona chyba była z niej w miarę zadowolona, z tego co pamiętam ;) Nie odradzam jej jednak zupełnie, pewnie są włosy, na których dobrze się spisze ;)


Pokażę Wam tutaj to sianko ;)


2. Maska kallos biotin
No, tutaj już nie było aż tak źle, jak po vianku. Ba, nawet nasze początki, czyli jakieś dwie pierwsze aplikacje były całkiem miłe. Potem jednak kallos pokazał swój prawdziwy, wysuszający charakter. Maska kallos biotin nie spisała się tak dobrze, jak inne, ulubione kallosy. Nie wiem, czy zadziałała tak tytułowa biotyna, czy może brak oleju w składzie. Kallos lubił też lekko obciążać moje włosy. Szybko znalazł nowego właściciela ;) Recenzja TUTAJ.



3. Maska biovax z olejem awokado i bambusem
Widzę, że biovax nie doczekał się jeszcze swojej recenzji, może niebawem się to zmieni ;) Na szczęście nie kupiłam pełnowymiarowego opakowania, korzystałam z 3 saszetek. Myślałam, że maska biovax z olejem awokado i bambusem spisze się całkiem fajnie - mocno emolientowa, no i bez gliceryny ;) Maseczka jednak lekko przesuszyła moje włosy i co najważniejsze - za każdym razem nieprzyjemnie je matowiła. Podejrzewam, że to przez tytułowy ekstrakt z bambusa, który znajduje się dosyć wysoko w składzie. No szkoda, bo kilka biovaxów lubię ;)



4. Odżywka isana professional oil care
Tak mnie kusiłyście tymi odżywkami isany z rossmanna, aż uległam :) Zdecydowałam się na jedną z najbardziej znanych wersji oil care, która ma swoją drogą bardzo dobre recenzje. Cóż jednak, moje fale mają inne zdanie na ten temat ;) Użyłam jej dosłownie dwa razy - za każdym razem zafundowała mi wyprost włosów oraz matowy, nieprzyjemny puch. Odżywka trafiła oczywiście w ręce mojej siostry, prawie że prostowłosej, która jest z niej bardzo zadowolona. Moja recenzja znajduje się TUTAJ, są tam też zdjęcia puszku ;)



5. Balsam wzmacniający planeta organica morze martwe
Swego czasu bardzo kusił mnie któryś z kosmetyków planeta organica morze martwe. Przy okazji któryś zakupów, wrzuciłam do wirtualnego koszyka ten właśnie balsam. W składzie ma on sporo masła shea, które ostatnio moje włosy coraz bardziej lubią - za czasów wyższej porowatości nie służyło mi tak dobrze. Sądziłam, że może spisać się całkiem fajnie, niestety dość mocno obciążał włosy, jednocześnie je przesuszając i lekko matowiąc. Bardzo ładnie jednak dociążał ;) Może to woda z morskimi minerałami? A może jednak to masło shea? Sama nie wiem ;) Więcej jednak na żaden kosmetyk w tej serii się nie skuszę ;) Recenzja KLIK KLIK.



Ciekawa jestem, jakich bubelków włosowych używałyście? :) U mnie jest ich oczywiście więcej, wymieniłam tylko te używane w zeszłym roku, może kiedyś napiszę o wszystkich, chcielibyście? ;) Całuję :*



A może odwiedzisz mnie na instagramie?


Oraz na facebooku? :)

Jessicurl: Aloeba Daily Conditioner

$
0
0
Witajcie Kochani :)
W styczniu pisałam Wam recenzję bardzo ciekawej odżywki do włosów od jessicurl, która zawiera naprawdę sporo masła shea, recenzję możecie przeczytać TUTAJ :) Odżywka ta bardzo dobrze spisała się na moich falach. Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć o drugim, odżywiającym produkcie tej firmy, a mianowicie o Aloeba Daily Conditioner. Czy odżywka ta spisała się tak samo dobrze, jak jej siostra z masłem shea? A może taka ilość ziółek, znajdujących się w składzie przesuszyła moje fale? Przeczytajcie koniecznie :)




Skład:
Odżywka bardzo wysoko w składzie zawiera emolienty, w tym olej kokosowy. Dalej kilka ziołowych ekstraktów: ekstrakt ze skrzypu polnego, mięty pieprzowej, rozmarynu. Kolejne emolienty: olej jojoba oraz olej awokado. Ponownie ekstrakty ziołowe: ekstrakt wawrzynu szlachetnego, bazylii pospolitej, pokrzywy zwyczajnej. Dalej nawilżający sok z aloesu, znowu ziółka: prawoślaz lekarski, łopian większu, lebiodka pospolita (oregano), palczatka pogięta, tymianek, szałwia lekarska. Ciekawy składnik - hydrolizowana mąka owsiana, zawiera proteiny. Dalej antystatyk, olejki eteryczne z lawendy, pomarańczy i grejfruta. Na końcu substancje zapachowe i konserwanty.

Citrus Lavender: Aqua (Water), Cetearyl Alcohol, Cocos Nucifera (Coconut) Oil,Equisetum Arvense (Horsetail) Extract, Mentha Piperita (Peppermint) Leaf Extract, Rosmarinus Officinalis (Rosemary) Flower/Leaf/Stem Extract, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Laurus Nobilis (Bay Laurel) Leaf Extract, Ocimum Basilicum (Basil) Leaf Extract, Urtica Dioica (Nettle) Leaf Extract, Aloe Barbadensis (Aloe Vera) Leaf Juice Powder, Althea Officinalis (Marshmallow) Root Extract, Arctium Lappa (Burdock) Root Extract, Origanum Vulgare (Oregano) Leaf Extract, Cymbopogon Flexuosus (Lemongrass) Extract, Thymus Vulgaris (Thyme) Leaf Extract, Salvia Officinalis (Sage) Leaf Extract,Hydrolyzed Oat Flour,Behentrimonium Methosulfate, Lavandula Officinalis (Lavender) Flower Oil, Citrus Sinensis (Sweet Orange) Peel Oil Expressed, Citrus Paradisi (Grapefruit) Peel Oil, Cinnamal, Citral, Eugenol, Geraniol, Citronellol, Limonene, Linalool, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, Phenoxyethanol


Konsystencja i zapach:
Odżywka jest mniej gęsta, niż jej siostra z masłem shea. Kolor ma lekko brązowy, przyjemnie aplikuje się na włosy. Pachnie bardzo ładnie, wyczuwam tutaj dość mocno olejek lawendowy i te ziółka.

Działanie:
Producent radzi, aby aplikować odżywkę na 3-5 minut. Sama stosowałam ją najczęściej pod ciepły czepek i ręcznik na jakieś 10 minut, bądź jako typową odżywkę na 5 minut ;) Od razu napiszę - o ile w opisywanej już odżywce z masłem shea nie wyczuwałam aż takiej ilości ziółek, tak tutaj moje włosy czują je mocniej. Co to znaczy? A no to, że odżywka Aloeba Daily Conditioner świetnie spisuje się, ale użyta maksymalnie raz w tygodniu. Po 2-3 razach pod rząd można już wyczuć charakterystyczną po ziółkach suchość i matowość włosów. Kiedy jednak zaaplikuję odżywkę pod ciepły czepek i ręcznik raz na tydzień, włosy wyglądają naprawdę bardzo przyzwoicie :) Są bardzo mocno skręcone (pewnie kokos i te ziółka tak działają), mięsiste i dość przyjemne w dotyku. Mogłaby lepiej nawilżać, szkoda, że nie ma tutaj wyżej w składzie jakiejś dodatkowej substancji nawilżającej. Skład aż prosi się, żeby aplikować ją na skórę głowy - co sama już kilka razy poczyniłam :) Odżywka na szczęście nie podrażnia skóry głowy, liczę, że kokos i ziółka przyspieszą porost włosów. Nakładam ją  na skórę głowy i długość po umyciu włosów szamponem, po kilku minutach normalnie spłukuję. Odżywka absolutnie nie obciąża, wręcz lekko odbija włosy od nasady. Mam wątpliwości, czy odżywka nada się do włosów o wysokiej porowatości - a taką porowatość dość często posiadają loki. Jednak taka ilość kokosa i ziółek niekoniecznie dobrze na nie wpłynie. Dla takich włosów dużo bardziej polecam odżywkę z masłem shea - KLIK KLIK.

Już pokazuję efekty - udało mi się zrobić zdjęcia bez lampy, mój telefon bardzo zmienia kolory, miejcie to na uwadze, mam tutaj prawie że brązowe włosy, jakby nigdy nie tknięte henną ;)

Zobaczcie, jak mocno odżywka podkreśla skręt, tutaj już zdjęcie od tyłu z lampą:

Dostępność:
Bardzo żałuję, że kosmetyków tych nie można kupić w Polsce - bo jednak kilka perełek jest - niebawem o nich napiszę ;)  Wiem jednak, że czyta mnie sporo osób zza granicy, podam Wam zatem kilka przydatnych stron, gdzie można je nabyć ;)


Współpraca z Jessicurl


Lubicie odżywki do włosów z olejem kokosowym? Moje włosy na szczęście po spadku porowatości coraz mocniej go lubią, kiedyś pewnie odżywka ta zrobiłaby na mojej głowie pogrom ;) Całuję :*


Zapraszam Cię jeszcze serdecznie na mojego instagrama:



Odżywka faith in nature z olejem jojoba - lekka i bardzo dobrze nawilżająca odżywka

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Jakiś czas temu wspominałam Wam o pewnej bardzo ciekawej odżywce, a mianowicie o  faith in nature z olejem jojoba. Dostałam ją w prezencie imieninowym w listopadzie i od tej pory dosyć często ma okazję lądować na moich włosach. Ciężko dostać ją u nas w Polsce, podobno dostępna jest w niektórych sklepach TK Maxx - u mnie niestety nie ;) Od razu napiszę - odżywka faith in nature z olejem jojoba to dość lekki produkt, raczej dla zdrowych włosów, niż tych mocno zniszczonych i potrzebujących dociążenia. Zapraszam na recenzję ;)



Skład:
Odżywka ma typowo, emolientowo-nawilżający skład. Brak jest tutaj nielubianej przeze mnie gliceryny - między innymi dlatego się na nią zdecydowałam :) Czyli tak - po wodzie widzimy emolient, następnie olej rzepakowy, nawilżający panthenol, olej jojoba. Następnie algi brunatne i 3 olejki eteryczne - neroli, ylang ylang oraz z drzewa herbacianego. Dalej już antystatyk i substancje zapachowe oraz konserwant.


Konsystencja i zapach:
Odżywka faith in nature z olejem jojoba pachnie cudnie - wyczuwam tutaj te olejki eteryczne, moje włosy pachną jeszcze odżywką przez kilka godzin po umyciu :) Konsystencja jest dość rzadka i szybko wnika we włosy, trzeba zaaplikować troszeczkę więcej produktu, żeby poczuć go na włosach.


Działanie:
Odżywkafaith in nature z olejem jojobabardzo mi się spodobała - trafiła nawet do grona moich ulubionych odżywek nawilżających, które możecie zobaczyć w TYM POŚCIE. Używałam jej albo solo, albo z dodatkiem kilku kropel oleju, najczęściej marula lub z pestek malin. Odżywka wspaniale, ale to naprawdę wspaniale i widocznie nawilża moje włosy - tak działa na mnie właśnie jeden z ulubionych nawilżaczy - panthenol, możecie o nim przeczytać TUTAJ :) Fale są po niej dużo lepiej skręcone, gładziutkie, mięciutkie i bardzo przyjemne w dotyku. Przy słabszej pogodzie zawsze dodawałam do niej kilka kropel oleju - coby nie spotkał mnie żaden puch. Odżywka jest dość lekka, z pewnością nie dociąży bardzo wymagających włosów - miejcie to na uwadze ;) Z olejem jest lepiej, jednak brak tutaj mocnego i silikonowego dociążenia. Od czasu do czasu stosują ją również jako odżywkę bez spłukiwania - bardzo dobrze spisuje się pod żel do włosów, tutaj jednak muszę bardzo uważnie obserwować pogodę, żeby nie dorobić się puchu. Będzie świetna również na wiosnę ;) O wersji aloesowej odżywki pisałam w TYM POŚCIE.


No i efekty - zdjęcia zrobione w grudniu, w naturalnym świetle, bez lampy:


Słyszałyście o odżywkach tej firmy, czy pierwszy raz się z nimi spotykacie? :) Całuję :*

Spray reanimujący skręt włosów - przepis - wersja emolientowa

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Fale i loczki zapewne wiedzą, jak ciężko jest dojść do ładu z włosami o poranku. Wieczór pieczołowicie je wystylizowałyśmy i dopieściłyśmy, kładziemy się spać, patrzymy rano w lustro, a tam obraz nędzy i rozpaczy :) Oczywiście możemy bardzo pilnować się w nocy i spać w odpowiedni sposób, dzięki czemu mamy szansę rano na ładny skręt - post o falach i lokach w nocy znajduje się TUTAJ. Nie każdy jednak ma ochotę na spanie w chustkach i nie każdy śpi spokojnie, nie wiercąc się ;) Jest kilka sposobów na reanimację skrętu włosów rano - opisałam je w TYM POŚCIE. Jednym z takich sposobów jest spsikanie suchych lub lekko wilgotnych włosów sprayem reanimującym skręt. Chciałabym Wam dzisiaj pokazać przepis na taki reanimujący spray w wersji emolientowej. W czasie obecnej pogody to właśnie emolienty najlepiej się u mnie spisują, spray w wersji nawilżającej pojawi się zapewne bliżej wiosny. Zresztą jeden taki nawilżający spray jest już w wyżej podlinkowanym poście ;) Zapraszam zatem na wersję emolientową :)



Przepis:
Z pewnością przyda nam się jakaś buteleczka z atomizerkiem, który się nie zacina - nic bardziej mnie nie denerwuje, niż zacinający się wiecznie atomizer ;) Do przygotowania naszego sprayu potrzebujemy: emolientowej odżywki, ulubionego oleju i konserwantu - opcjonalnie można dorzucić także olejek eteryczny.Do 150ml wody dorzuciłam łyżeczkę balsamu planeta organica afryka z masłem mango. Do wszystkiego dokapałam 10 kropel oleju z pestek malin oraz 10 kropelek olejku eterycznego cytrynowego - dla pięknego zapachu. Olejki możemy wymieszać bezpośrednio z tą łyżeczką odżywki i dopiero całość dorzucić do wody. Na koniec zakonserwowałam kosmetyk 15 kroplami konserwantu FEOG. Dzięki temu może stać w łazience i nic złego mu się nie dzieje. Przed użyciem najlepiej wstrząsnąć buteleczką, żeby wymieszać wodę z odżywką i olejami. Powiem Wam, że zapach mango z cytryną jest nieziemski, a włosy pachną potem jeszcze kilka godzin ;) Możecie dodać oczywiście nieco więcej odżywki, jednak uważajcie, żeby nie było jej za dużo - nie chodzi o to, żeby włosy przeciążyć, tylko dodać troszkę emolientów dla zatrzymania nawilżenia. Nie przesadźmy również z olejkiem eterycznym, ponieważ może nas przesuszyć. 


W jaki sposób używać sprayu?
Sprayu można używać zarówno na suche, jak i lekko wilgotne włosy. Sama psikam kilkanaście razy, równomiernie, po czym lekko ugniatam włosy, dosłownie kilka ruchów ugniatających. Po wyschnięciu włosy nie są sklejone, łyżeczka odżywki to naprawdę niedużo. Wszystko wygląda nieco lepiej, jak wcześniej chociaż lekko włosy zwilżę i wyschną naturalnie, ale rano nie zawsze mamy na to czas, zwłaszcza jeśli nie chcemy wychodzić z mokrymi włosami zimą ;) Można psikać zatem na suche włosy, to moja pierwsza poranna czynność, zdążą sobie spokojnie wyschnąć przez kilkanaście minut.

Czy mogę użyć innej odżywki?
Oczywiście, że tak :) W wersji emolientowej najlepiej jednak użyć czegoś stricte emolientowego, bez nawilżaczy. Spis takich emolientowych odżywek możecie zobaczyć sobie TUTAJ oraz TUTAJ. Zimą emolientowy spray powinien być lepszy od nawilżającego, choć to pewnie zależy od włosowych preferencji ;) Włosy o wyższej porowatości powinny uważać na wyżej wspomniany balsam planeta organica z masłem mango - lepiej jest wybrać wersję arganową albo makadamia.

Czy muszę konserwować mój spray?
A pewnie, że nie, ale długo to on w ciepłej łazience nie postoi ;) Najlepiej wtedy trzymać go jakieś 2  tygodnie w lodówce i robić sobie świeże, raczej odpowiednio mniejsze porcje. Komu jednak rano chce się latać do lodówki, no komu? :)


Macie jakiś specjalny, reanimujący skręt włosów spray czy mgiełkę? :) Ciekawa jestem, jak radzicie sobie rano z Waszymi kręciołkami. Najlepiej jednak jest umyć je rano, ale to troszkę trwa. Całuję :*


A może zerkniesz na mojego instagrama? :)

I na facebooka



Równowaga PEH - proteiny emolienty humektanty - jak to wygląda w moim wykonaniu?

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Często bywa tak, że naprawdę długo dbamy już o nasze włosy - myjemy je delikatnym szamponem, nakładamy oleje, stosujemy dobre maseczki, traktujemy je delikatne. A jednak te nadal nie wyglądają tak, jakbyśmy chciały. Przyczyną może być zaburzona równowaga PEH - czyli równowaga pomiędzy proteinami, emolientami oraz humektantami - wszystko oczywiście w kontekście pielęgnacji włosów. Wyobraźcie sobie, że znalazłyście cudowną maseczkę do włosów, a ma ona proteiny. Używacie jej jeden raz, drugi, piąty. Po którymś razie przestaje być taka fajna. Mówi się nawet, że niektóre włosy przyzwyczajają się do danej maseczki czy odżywki i potem nie działa ona już tak dobrze. Ja myślę, że to nie kwestia przyzwyczajenia, a właśnie zaburzonej równowagi. Albo inna sytuacja - macie coś cudownie emolientowego i dociążąjącego. Stale tego używacie, po czasie jednak Wasze włosy stają się oklapnięte i bez życia. Przyczyną może być brak lub zbyt rzadkie stosowanie nawilżaczy i protein. Dlatego tak ważna jest równowaga między wszystkimi tymi trzema składnikami. Chciałabym Wam dzisiaj napisać, jak równowaga PEH wygląda w moim wykonaniu, na moich włosach :)



1. Mały wstęp:
Moje fale są już teraz zdrowe, zatem i zmieniły się nieco ich potrzeby. Są jednak z natury suche i nadal dość wymagające, zatem równowaga PEH jest bardzo ważna, o czym przekonałam się całkiem niedawno - bardzo mocno ograniczyłam proteiny na rzecz humektantów - co przyczyniło się do przenawilżenia. Wystarczyła jednak dość mocna kuracja proteinowa przez kilka kolejnych myć i wszystko wróciło do normy.

2. Jak często moje włosy potrzebują poszczególnych składników?
*Proteiny:
Moje włosy wyglądają najlepiej, kiedy stosuję proteiny przynajmniej jeden raz w tygodniu. Bez problemu mogę użyć ich również dwa razy, koniecznie jednak w humektantowo-emolientowym towarzystwie. Ostatnio, po przenawilżeniu, zrobiłam sobie aż cztery proteinowo-humektantowo-emolientowe mycia pod rząd - nic złego się nie stało, a wreszcie porządnie te włosiska doproteinowałam ;) Zatem proteiny - przynajmniej raz na tydzień, czasem dwa razy w tygodniu. Ulubioną proteiną nadal jest keratyna hydrolizowana, którą możemy znaleźć między innymi w tych produktach (kilku z nich aktualnie używam): maska kaszmirowa od ziajiodżywka bielenda professional z keratyną do włosów suchych i zniszczonych,  maska Dr. Sante z olejem arganowym oraz olejem makadamia, a także znana i lubiana maska kallos keratin oraz kallos chocolate. Warte przetestowania są również kosmetyki z jedwabiem hydrolizowanym: biovax maseczka z keratyną i jedwabiemziaja maska intensywne wygładzanie, mrs. potter's maska z aloesem i jedwabiem, romantic mak z jedwabiem, romantic maska z olejem arganowym i jedwabiem, Najczęściej stosuję proteiny w wersji hydrolizowanej, czyli takiej, która może wniknąć we włosy i naprawić powstałe w nich ubytki. Rzadko stosuję proteiny wielkocząsteczkowe, takie jak np. żółtko czy żelatyna.

*Humektanty:
Humektanty, czyli nawilżacze. Moje włosy do ładnego skrętu oprócz protein, potrzebują również nawilżaczy. Muszę być jednak dosyć ostrożna w stosowaniu ich - bardzo często do nawilżającej maski czy odżywki dodaję choć kilka kropel oleju, żeby uniknąć puchu i zatrzymać we włosach nawilżenie. Ograniczam również nawilżacze, jeśli pogoda jest bardzo niesprzyjająca, ewentualnie stosuję je wtedy pod olej - olejowanie na nawilżającą maskę - KLIK oraz KLIK, olejowanie na żel lniany - KLIK. Nawilżacze najczęściej stosuję co drugie mycie, praktycznie zawsze występują również w towarzystwie protein. Możemy je znaleźć np. tutaj: produkty aloesowe: maska kallos aloe, faith in nature odżywka z aloesem, biovax maseczka z aloesem, equilibra maska z aloesem, equilibra odżywka z aloesem, OMIA maska z aloesem, Naturvital maska z aloesem; produkty z gliceryną:  maska i odżywka alterra z granatem, maska nawilżająca ecolab, balsam regenerujący ecolab, perfect me maska z olejami, biovax maseczka 3 olejebiovax maseczka do włosów blond, biovax do włosów suchych i zniszczonych, odżywka nawilżająca vianek, maska odżywcza vianek, wygładzająca odżywka sylveco, lniana maska sylveco. No i produkty z moim ukochanym panthenolem: ziaja maska wygładzająca z olejem arganowym i tsubaki, odżywka faith in nature z olejem jojoba.

*Emolienty:
Nie skłamię, jeśli napiszę, że emolienty stosuję co każde mycie - tak właśnie jest :) To wspaniałe substancje, które ograniczają puch i zatrzymują we włosach nawilżenie. Stosuję je albo w postaci mocno emolientowych maseczek i odżywek, albo dodając kilka kropel oleju do tych mniej emolientowych produktów. Co ciekawego możemy znaleźć wśród emolientowych masek i odżywek? Najpierw yves rocher: odżywka i maska odbudowująca oraz odżywka z baobabem do włosów kręconych. Dalej planeta organica: balsam z olejem arganowym, makadamia i masłem mango, maska marokańska, maska toskańska, maska ajurwedyjska, maska tajska; garniery: garnier odżywka z cudownymi olejkami, garnier odżywka oleo repair, garnier odżywka goodbye damage, kallosy: multivitamin, bleuebrry, omega, cherry, banana. Ziaja: maska oliwkowa, odżywka oliwkowa, maska kakaowa, odżywka kakaowa.

3. A jak często Twoje włosy potrzebują poszczególnych składników, aby zachować równowagę?
Często zadajecie mi to pytanie - jak często stosować proteiny, a jak często nawilżacze, no i oczywiście emolienty. Najbezpieczniejszą grupą są emolienty i ich możecie używać nawet co mycie - w przypadku bardziej suchych czy zniszczonych włosów. Te zdrowe również mogą stosować je co mycie, tylko w lżejszych produktach, coby włosów nie przeciążyć ;) Inaczej sprawa wygląda z nawilżaczami - ale myślę, że tak przynajmniej 2 razy w tygodniu warto znaleźć dla nich miejsce. Znajdźmy również swoje ulubione nawilżacze - mnie np. puszy najczęściej gliceryna, za to wspaniale działa panthenol i aloes. Odwrotnie ma Henrietta - nie znosi aloesu, za to kocha glicerynę ;) No i proteiny - tutaj już bardzo dużo zależy od naszych włosów i obserwacji. Najczęściej stosuje się proteiny raz w tygodniu - obserwujmy włosy, dużo zależy również od tego, jakie są to proteiny. Są włosy, które nie znoszą keratyny hydrolizowanej,  za to lubią np. proteiny wielkocząsteczkowe w postaci żółtka. Najbezpieczniej jednak używać każdych protein w towarzystwie nawilżaczy i emolientów, to taka podstawowa zasada ;)


Planuję napisać taki aktualny plan pielęgnacji moich włosów, z konkretnymi produktami, zgodnie z równowagą PEH, chciałybyście? :) Tak łatwiej nam będzie sobie wyobrazić, jak to ma wyglądać.

Ciekawa jestem, czy pilnujecie równowagi między proteinami, humektantami i nawilżaczami? :) Napiszcie koniecznie, jak to wygląda u Was. Całuję :*



Zaglądnij koniecznie na mojego instagrama:

Oraz facebooka:

Równowaga PEH - dwutygodniowy przykładowy plan pielęgnacji moich włosów

$
0
0
Witajcie Kochani :)
W ostatnim poście pisałam Wam, jak ważne jest zachowanie równowagi między proteinami, emolientami oraz humektantami. Pisałyście również, że jesteście zainteresowane moim planem pielęgnacji włosów z zachowaniem równowagi PEH. Przedstawiam Wam zatem taki plan na dwa tygodnie :) To jest przykładowy plan, ponieważ na co dzień patrzę również na pogodę i czasem nie używam nawilżaczy np. 2  mycia pod rząd, żeby nie spuszyć włosów. Albo nieco częściej stosuję proteiny. Ale chciałam stworzyć taki ogólny zarys, żebyście mogły się zorientować, jak to mniej więcej wygląda :)




Plan pielęgnacji na dwa tygodnie z zachowaniem równowagi PEH
Zakładam tutaj, że myję włosy co dwa dni - tak jest najczęściej :) Pominęłam odżywkę bez spłukiwania, zawsze używam kallosa multivitamin, leciutko rozwodnionego. Stylizator to w 90% przypadków żel syoss men power hold ;)


Legenda: produkt emolientowy, nawilżający, proteinowy

1 mycie:
Poniedziałek: szampon ecolab, maska ziaja z olejem arganowym i tsubaki+olej marula, stylizator
Maseczka nawilżająco-emolientowa, z panthenolem. Czasami dodaję do niej olej, czasami nie ;)

2 mycie:
środa: szampon ecolab, maska dr. sante z olejem arganowym, stylizator
Maseczka, która zawiera wszystkie 3 grupy: proteiny, nawilżacze i emolienty. To naprawdę dość mocno proteinowa maseczka ;)

3 mycie:
piątek: szampon ecolab, balsam PO afryka z masłem mango, stylizator
Balsam czysto emolientowy, czasami stosuję wymiennie z ulubioną wersją arganową.

4 mycie:
niedziela:olej lniany, szampon barwa, odżywka faith in nature z jojobą + olej marula, stylizator
W weekend najczęściej jest olej i mocniejszy szampon. Po oleju coś lżejszego - tutaj odżywka nawilżająco-emolientowa, czasem z dodatkowym olejem, ostatnio najczęściej marula.

5 mycie:
wtorek: szampon ecolab, kallos multivitamin + olej marula, stylizator
Znowu czyste emolienty, mój ukochany kallos z dodatkowym olejem, czasami solo.

6 mycie:
czwartek:  szampon ecolab, odżywka bielenda proffesional z keratyną, stylizator
Czas na proteinki - odżywka, która posiada zarówno emolienty w postaci kilku olejków, nawilżający panthenol oraz keratynę.

7 mycie:
sobota: olej bawełniany, szampon odżywczy bania agafii, maska ziaja z olejem arganowym i tsubaki, stylizator
Weekend, zatem czas na olej i nieco mocniejszy szampon. Potem już maseczka nawilżająco-emolientowa, bez dodatkowego oleju.

8 mycie:
poniedziałek: szampon ecolab,balsam PO afryka z masłem mango, stylizator
Kolejne emolientowe mycie, któryś z balsamów planeta organica afryka.

9 mycie:
środa: szampon ecolab, ziaja maskakaszmirowa, stylizator
Kolejne proteinki, tym razem z maseczki, w której nie ma ich bardzo wiele. Zrównoważone emolientami i humektantami.


Mam nadzieję, że taki konkretny plan się na coś przyda :) A ja tymczasem idę dalej kurować Kubusia, dopadło go duże przeziębienie. Całuję :*


Może zerkniesz na mojego instagrama :)

Oraz na facebooka:


Moja chciejlista na 2017r. - WŁOSY

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Czas wreszcie zrobić nową, włosową chciejlistę na obecny rok :) Mamy tutaj aż 4 maski do włosów, 1 balsam, 1 szampon i 2 oleje. Znając życie nie uda się spełnić wszystkich zachcianek, oby chociaż udało się z połową ;) Zobaczcie, o czym marzą moje włosy w tym roku ;)





1. Maseczka od Anwen do włosów wysokoporowatych
Myślę, że nikogo nie zdziwi, że na pierwszym miejscu jest maseczka od Anwen :) Składy mają wspaniałe i podejrzewam, że maseczka spisze się na moich falach świetnie. Mimo, że nie mam włosów wysokoporowatych, to zainteresowała mnie ta wersja, głównie ze względu na skład. Uwielbiam olej z kiełków pszenicy, a tutaj jest go bardzo dużo. No i nie ma protein - lubię proteiny, ale ostatnio obkupiłam się w proteinowe produkty ;) Choć pewnie na wersję do włosów średnioporowatych z proteinami również się skuszę, kiedyś :D

2. Le cafe de beaute balsam do włosów
Balsamami le cafe de beaute kusi mnie niezmiennie czytelniczka Kasia ;);) Nie wiem jeszcze, na którą wersję się zdecyduję, mają one jednak piękne, emolientowe składy, gliceryna jest dalej dalej, więc nie powinna mi mocno zaszkodzić ;) Na pewno coś jest w moim Kosmyku, wezmę którąś z dostępnych wersji.

3. Le cafe de beaute szampon do włosów
Uwielbiam szampony ecolab, ale czasem człowiek chce odmiany :) Szampony le cafe de beaute mają również delikatne detergenty i bardzo ładne składy, zatem jeden z nich na pewno będzie mój, nie wiem jeszcze tylko który ;)

4. Insight maska do włosów nawilżająca
Maseczki insight marzą mi się po nocach od dawna. Wiem, że nie są zbyt znane, a składy mają naprawdę piękne. Jest kilka wersji, każda pięknie emolientowa i olejowa, jest również coś proteinowego. Składowo najbardziej odpowiada mi wersja nawilżająca anti-frizz, bez protein. Ona na pewno musi być moja w tym roku :)

5. Dr. Sante maska do włosów z olejem makadamia
W 2016 roku pokochałam wersję z oleje arganowym, zatem teraz czaję się na maseczkę z makadamią. Na pewno jednak nie na litrowy słój - kiedy ja bym go wykończyła - a na tą mniejszą wersję ;) Ciekawe, czy spisze się tak dobrze, jak wersja arganowa. 

6. GoCranberry maska z olejem żurawinowym
Bardzo ciekawa maseczka z panthenolem, kolagenem i olejami - również dość mało znana, a składowo świetna. Może uda się ją dorwać, na pewno nie widziałam jej nigdzie stacjonarnie, a szkoda :( Od czego jednak jest internet :D

7. Olej kameliowy
Na olej ten czaję się już od dłuższego czasu - w składzie przeważają kwasy tłuszczowe omega 9, a te bardzo lubię - bardzo ładnie wygładzają i dociążają moje włosy :) Nie wiem, na jaką firmę się zdecyduję, może wezmę czysty ze sklepu z półproduktami, jest na pewno na zrób sobie krem ;)

8. Olej z marakui
Olej z marakui (inaczej z passiflory czy męczennicy) w składzie ma przewagę kwasów omega 6 - a te przeważnie pięknie mi włosy skręcają i nie obciążają. Również jest na mojej włosowej chciejliście, na pewno jest na ecospa i zrób sobie krem ;)


Czaicie się na coś nowego w tym roku? :) Całuję :*

Panna cotta - nasz ulubiony deserek - bezglutenowo

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Od kilku lat staramy się zdrowo odżywiać i unikać w pożywieniu niepotrzebnej chemii. Trzeba było znaleźć sobie jakieś alternatywne deserki, bo na słodkości czasem chyba każdy ma ochotę :) Jednym z naszych ulubionych deserów jest panna cotta - zapraszam na szybki i prosty przepis, panna cottę kocha chyba każdy, a jeśli jeszcze jej nie znacie, to koniecznie musicie spróbować :)




Składniki:
*słodka śmietanka 30% 500ml
*cukier waniliowy bio 20g
*żelatyna 3 łyżeczki
*ksylitol do posłodzenia (opcjonalnie)
*dżem niskosłodzony lub domowy mus owocowy

Wykonanie:
Najpierw zalewamy żelatynę w filiżance 2 łyżkami zimnej wody. W garnuszku powoli, na małym ogniu zagotowujemy śmietankę 30% z paczką cukru waniliowego bio (my używamy TAKIEGO). Można dodać ewentualnie kilka łyżeczek ksylitolu do smaku, jeśli lubimy słodkości, my wolimy smak śmietanki z wanilią, bez zbędnego cukru, zwłaszcza, że dodaliśmy już cukier waniliowy ;) Filiżankę z żelatyną umieszczamy na chwilę w kąpieli wodnej, czyli w miseczce z wrzątkiem. Mieszamy i wlewamy wszystko do gotującej się już lekko śmietanki. Dokładnie wszystko mieszamy i rozlewamy do filiżanek czy innych foremek, studzimy. Wkładamy do lodówki. Za kilka godzin deserek będzie gotowy. Aby łatwiej było wysunąć panna cottę z filiżanek, warto zanurzyć je na kilka sekund we wrzątku. Po wszystkim nasz deser możemy przyozdobić łyżeczką dżemu niskosłodzonego, np. TAKIEGO, lub zrobić domowy mus owocowy - wystarczy zblendować porcję owoców na mus, można dodać ewentualnie troszeczkę ksylitolu do smaku. Jeśli nie chcemy używać żelatyny, można zastosować roślinny zamiennik - agar agar. On jednak chyba silniej wiąże, niż żelatyna i pewnie trzeba będzie użyć go mniej ;) To samo ze śmietanką - osoby unikające nabiału mogą użyć mleczka roślinnego, np. kokosowego.



Skusicie się na takie pyszności? Jaki jest Wasz ulubiony deser? :) Całuję :*

Olej marula w pielęgnacji włosów

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Jak mija Wam weekend? Ja nie czułam się ostatnio zbyt dobrze, strasznie wiało i bolała mnie głowa, niech już przyjdzie ta wiosna, nie mogę się doczekać pierwszych cieplejszych, wiosennych dni - a Wy? :) Jak zapewne wiecie, uwielbiam testować nowe oleje do włosów - w mojej włosowej karierze przewinęło się już kilkadziesiąt buteleczek ;) Ostatnimi czasy testowałam olej marula, zarówno w pielęgnacji włosów, jak i twarzy - mam niewielką buteleczkę, zatem dość mocno go oszczędzam, ale coś czuję, że niebawem kupię kolejną - to moje ostatnie, małe odkrycie, tylko czemu tak drogie? :) Przeczytajcie więcej o tym małym cudotwórcy :)


*Olej marula zainteresował mnie w zeszłym roku, kiedy to zostałam zaproszona na premierę kosmetyków Paula Mitchella - Marula Oil. Po  spotkaniu dostałam próbki szamponu, odżywki i maseczki. W składzie naprawdę wysoko widniał olej marula, o którym szczerze mówiąc wcześniej nie słyszałam. Wiedziałam jednak, że prędzej czy później go przetestuję - no i tak się stało ;) Pokażę Wam jeszcze dla ciekawości składy tych kosmetyków, niestety ja raczej nigdy nie skuszę się na pełnowymiarowe opakowania, cena jest zabójcza - chociaż maseczka na moich włosach działała cudownie ;) TUTAJ macie link do sklepu internetowego, mówiłam, że ceny zabójcze ;)




*Ciężko było mi znaleźć zawartość kwasów tłuszczowych, jakimi może pochwalić się olej marula - coś jednak wyszukałam na anglojęzycznych stronach :) Olej marula często przyrównywany jest do oleju arganowego, na mnie jednak oba działają zupełnie inaczej. Skład prezentuje się mniej więcej tak: około 75% kwasów tłuszczowych omega 9, 5% kwasów omega 6 oraz 15-20% kwasów nasyconych, głównie kwasu palmitynowego. Śladowe ilości omega 3. Do tego olej jest bardzo bogaty w antyoksydanty i witaminę C. Bardzo ładny opis jest np. na EcoSpa. Swój mam akurat z e-naturalne ;) 

*Jak olej marula spisał się w pielęgnacji moich włosów? Mam tylko 10ml buteleczkę (choć niebawem kupię kolejną, tym razem 30 albo 50ml), zatem stosuję go na włosy oszczędnie. Ani razu nie nakładałam go na całość, jak przy typowym olejowaniu - takim sposobem zużyłabym go na dwa razy :) Dodaję go jednak od jakiegoś czasu do nawilżających i proteinowych maseczek, a także regularnie zabezpieczam nim końcówki włosów - wreszcie zaczęłam to robić ;) Olej dodany do maseczki/odżywki pięknie dociąża i wygładza włosy, nawet z prostego kallosa multivitamin potrafi zrobić cudownie wygładzającą, odżywczą maskę. Wbrew pozorom nie jest to ciężki olej - na moją długość włosów potrafię dodać do 10 kropel, nie są one obciążone, za to idealnie wygładzone, miękkie i błyszczące. Dawno nie miałam tak dobrego oleju, wolę nie wiedzieć, co by było, jakbym regularnie olejowała nim całe włosy ;);)

*Świetnie spisuje się także do zabezpieczania końcówek włosów po umyciu - rozcieram dosłownie 2 kropelki i wgniatam we włosy od ucha w dół. Pomógł mi również w czasie niedawnego przenawilżenia - bardzo ładnie ograniczał puch i suchość włosów. Wreszcie mam ochotę zabezpieczać końcówki, a tak często o tym zapominałam - musiałam chyba trafić na idealny produkt ;)

*Olej marula służy mi również jako wieczorny krem do twarzy ;) 2 kropelki maruli mieszam z kroplą żelu hialuronowego i wszystko wklepuję w wilgotną od hydrolatu twarz. Cudownie wygładza, rozjaśnia, nawilża. To chyba ta witamina C w składzie ;)

*Olej ma średnio gęstą konsystencję, nie jest aż tak lekki, jak np. olej konopny, ani tak ciężki, jak np. olej arganowy. Nie obciąża włosów, ani na długości, ani na końcach - a moje fale mają do tego tendencję ;) Kolor jest jasno brązowy, zapach delikatny, jakby olejowo-orzechowy, zupełnie nie drażni, nawet mi się podoba.

*Cena i pojemność - i tutaj krwawi me serce :D Na e-naturalne za 10ml oleju zapłacimy 15zł, na EcoSpa za tę samą pojemność - 12zł. Jest jeszcze olej marula z nacomi, zimnotłoczony i nierafinowany, 50ml za 40-50zł. No i olej marula firmy etja, 50ml za 30zł. Jak kiedyś coś mi odbije, bierę bez mrugnięcia okiem ;) Z mojej buteleczki nie ma już jakiejś połowy, choć naprawdę staram się olej oszczędzać. No cóż, trzeba kupić nowy.


Miałyście już ten wspaniały olejek? Ja autentycznie jestem zachwycona, ostatni raz miałam tak chyba z krokoszem i pestkami śliwki :) Całuję :*



Zapraszam na mojego instagrama:



Ecolab - szmaragdowe peruwiańskie mydło do ciała i włosów

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Dzisiaj znowu piękna pogoda - świeci słoneczko, ptaki śpiewają za oknem, aż chce się żyć :) Oby już tak zostało, w końcu jutro już marzec. Ja tymczasem przychodzę do Was z recenzją pewnego bardzo ciekawego produktu. Miałam nadzieję, że może jemu uda się być takim uniwersalnym produktem - wiecie, takim, którym mogę umyć i włosy, i twarz i całe ciało. Do tej pory nie znalazłam takiego produktu, jednak moja cera, włosy i ciało mają zupełnie inne potrzeby ;) Przedstawiam Wam produkt firmy Ecolab -  szmaragdowe peruwiańskie mydło do ciała i włosów.




Skład:
Zaczniemy tradycyjnie od składu :) Mydło oparte jest na dość silnym detergencie, a mianowicie SCS - sodium coco sulfate. O dziwo, SCS moje włosy i skóra tolerują dużo lepiej, niż popularny SLS ;) Dalej mamy nawilżający sorbitol i morze pięknych składników - masło kakaowe, olej awokado, olej jojoba, ekstrakt z marakui, olej z nasion papaji, olejek z paczuli. Następnie już zapach, konserwanty i barwniki. Mydełko jest bardzo emolientowe, powinno ładnie zmiękczać i nawilżać.

Aqua, Sodium Coco-sulfate, Sorbitol,Organic Theobroma Cacao Seed Butter, Persea Americana Oil, Simmondsia Chinensis Oil, Passiflora Extract, Carica Papaya Seed Oil, Pagostemon Cablin Oil, Cocamide DEA, Perfume, Sodium Benzoate, Potassium Sorbate, Sorbic Acid, CI73000, CI75810


Konsystencja i zapach:
Chyba każdy, kto miał okazję powąchać i zobaczyć, jak mydełko wygląda w środku, był zauroczony :) Kolor jest przepiękny, żywy, szmaragdowy. Konsystencja taka śliska, dość rzadka, ale bardzo przyjemna. Mydło pachnie świeżo, orzeźwiająco, morsko. Używanie go jest prawdziwą przyjemnością i ucztą dla zmysłów :):)


Działanie:
Mydło peruwiańskie ecolab wykorzystałam chyba na wszelkie możliwe sposoby :) Najpierw próbowałam myć nim włosy - o dziwo, zupełnie nie zdało tutaj egzaminu. Włosy po umyciu były bardzo szorstkie, matowe, a jednocześnie jakby obklejone i obciążone - bardzo dziwny efekt, który powtórzył się aż dwa razy. Twarz w miarę zadowolona - dobrze oczyszczona, miękka, jednak na dłuższą metę zaczęła się lekko przesuszać (moja cera nie lubi mocniejszych detergentów), wróciłam więc do mojej ukochanej pianki ecolab. Najlepiej mydełko spisało się do mycia i pielęgnacji ciała - i tak też od dłuższego czasu go używam :) Skóra jest po nim bardzo dobrze oczyszczona, a jednocześnie nawilżona, miękka i pachnąca - bardzo często nie muszę używać już żadnego masła czy balsamu, co kiedyś było nie do pomyślenia. Mydło absolutnie nie wysusza, pieni się już maleńka ilość, jest bardzo, bardzo wydajne.  Za 450ml mydła zapłacimy około 20-25zł, więc naprawdę bardzo się opłaca :)



Lubicie produkty Ecolab? Mi firma ogromnie przypadła do gustu, składy są piękne, zapachy są piękne, no i są u mnie w Kosmyku :) Całuję :*



Odwiedź mnie koniecznie na instagramie:


Włosy w lutym 2017r.

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Wieje dzisiaj lekki wiaterek, ale jest słonecznie i dość ciepło - oby już tak zostało, nie mogę doczekać się wiosny :) Mamy już marzec - kiedy ten czas zleciał? Tymczasem chciałabym Was zaprosić na lutową aktualizację włosów, którą wreszcie udało mi się napisać z początku miesiąca, tak jak to powinno być. W lutym dopadło mnie przenawilżenie, przez które moje włosy były suche, spuszone, gumowate i jakby takie klejące. Pokazywałam Wam na instagramie zdjęcie włosów z tego okresu - KLIK KLIK. Zapomniałam praktycznie o proteinach, a nałogowo używałam nawilżających maseczek, odżywek i sprayów -to musiało się tak skończyć. Zawsze w takich sytuacjach pomaga jednak dokładne oczyszczenie włosów, emolienty i proteiny. Zastosowałam 4 proteinowo-emolientowe mycia pod rząd, z niewielką ilością nawilżaczy - i wszystko wróciło do normy ;)



Olejowanie:
Z początku miesiąca olejowałam włosy raz czy dwa krokoszem, potem przyszedł nowy olej do testowania - a mianowicie olej z nasion bawełny ;) Za jakiś czas napiszę o nim coś więcej, chyba jednak nie będzie robił u mnie szału. Dodaję również bardzo często kilka kropel oleju marula do maseczek, to mój nowy olejowy ulubieniec, TUTAJ jest recenzja.

Mycie:
Włosy myję najczęściej szamponem ecolab do włosów przetłuszczających się - od kilku miesięcy to mój ulubiony szampon do codziennego stosowania. Jakoś raz na tydzień używam szamponu jessicurl, a do oczyszczania - szamponu barwy z czarną rzepą. Niebawem napiszę Wam recenzję szamponu jessicurl, dowiecie się z niej, dlaczego nie mogę go używać na co dzień.'

Odżywianie:
Tutaj jak zwykle różnorodnie - kupiłam i testuję kilka nowości, głównie proteinowych, ponieważ brakowało mi takich produktów. Co tam mam ciekawego w swoich zbiorach? Jeśli śledzicie mojego instagrama, to widziałyście, że jest to odżywka bielendy z serii profesjonalnej z keratyną do włosów suchych i zniszczonych. Wspaniałe połączenie protein, nawilżaczy i emolientów - szykuje się nowy hit, ale jeszcze nie zapeszam ;) Dalej jest maska kaszmirowa ziaji - ciekawa jestem, czy polubię ją tak mocno, jak ziaję z olejem arganowym i tsubaki - TUTAJ moja recenzja. Maseczka z tsubaki oczywiście nadal w użyciu - bardzo ładnie nawilża moje fale. Kiedy zależy mi na ładnym skręcie, stosuję odżywkę jessicurl z kokosem i ziołami - recenzja w TYM POŚCIE. Skończyłam praktycznie balsam PO afryka z masłem mango - KLIK recenzja - a to on dostarczał mi głównie emolientów, trzeba się chyba rozglądnąć za czymś nowym ;) Bez spłukiwania tradycyjnie stosuję leciutko rozwodnionego kallosa multivitamin.

Końcówki:
Odkąd mam olej marula, wreszcie zaczęłam regularnie zabezpieczać końcówki włosów, dotąd wiecznie o tym zapominam ;) Mam jakieś inne silikonowe sera, ale one dość często obciążają mi teraz włosy, choć może skuszę się na coś nowego.

Stylizacja:
Testuję dla Was żel syoss max hold - ten w czarno-zielonym opakowaniu. Nie polubiłam go jednak tak, jak mojego ukochanego syoss power hold (RECENZJA) - napiszę chyba niebawem recenzję porównawczą ;)


Czas na zdjęcia - robione telefonem, na którym moje włosy zawsze wychodzą brązowe, nie pytajcie czemu ;) Zdjęcie w świetle dziennym, bez lampy:

Tutaj już z lampą, typowe włosomaniacze zdjęcie od tyłu, mocno się tutaj pokręciły po odżywce jessicurl:


Jak tam Wasze włosy zniosły poprzedni miesiąc? Macie coś ciekawego w zapasach na marzec? :) Całuję :*



Zaglądnij w wolnej chwili na mojego instagrama:



Sobota dla włosów: odżywka profesjonalna bielendy, olej marula i płukanka lniana

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Ostatnie piękne, słoneczne dni zniechęcały do przesiadywania przed komputerem, dlatego było mnie tutaj troszeczkę mniej. Wracam jednak do Was, jak zawsze :) Niezbyt często zamieszczam soboty czy niedziele dla włosów, a czasem o to prosicie. A jako, że moja ostatnia sobota dla włosów była bardzo udana, to postanowiłam ją opisać. Zapraszam na sobotę dla włosów, gdzie w roli głównej wystąpiła odżywka profesjonalna bielendy do włosów suchych i zniszczonych, olej marula oraz płukanka lniana.




Mycie:szampon ec lab do włosów przetłuszczających się
Odżywka: odżywka profesjonalna bielenda do włosów suchych i zniszczonych + olej marula 3 krople
Płukanka: lniana na bazie ziaren siemienia lnianego
Odżywka b/s:kallos multivitamin
Stylizacja:żel syoss men power hold

Włosy umyłam moim ulubionym od miesięcy szamponem ec lab do włosów przetłuszczających się RECENZJA - sama już nie wiem, jak go nazywać ;) Na początku wszyscy pisali ecolab, potem ec lab albo eo labolatorie. Sama już tak się przyzwyczaiłam do nazwy ecolab, że ciężko będzie mi się przestawić ;) Na umyte, odciśnięte z wody włosy nałożyłam mieszankę odżywki bielenda professional do włosów suchych i zniszczonych - TUTAJ pokazywałam ją na instagramie - z trzema kroplami oleju marula RECENZJA. Potrzymałam wszystko jakieś 15 minut pod ręcznikiem, a następnie dokładnie spłukałam. Wcześniej w dzbanku przygotowałam płukankę lnianą - do pół litra wody dodałam jakieś pół szklanki żelu lnianego - RECENZJA. Następnie na ociekające wodą włosy nałożyłam dosłownie kroplę wielkości orzecha laskowego maseczki kallos multivitamin - już jej nie rozwadniam, TUTAJ recenzja. Nałożyłam bawełniany podkoszulek na dosłownie 10 sekund, po czym zdjęłam go, rozczesałam delikatnie włosy i wzięłam się za wgniatanie mojego ulubionego żelu. Jakiego? Oczywiście syoss power hold - RECENZJA :) Nałożyłam 3 porcje wielkości zielonego groszku każda. Piszę tak dokładnie, ponieważ dość często pytacie, ile tego żelu trzeba - niewiele, no ale ja mam dość krótkie włosy ;) Wysuszyłam włosy suszarką z dyfuzorem - oczywiście moim ukochanym philipsem - RECENZJA, do jakiś 70-80%. Reszta doschła naturalnie. Odgniotłam delikatne strączki, całość możecie zobaczyć na zdjęciu powyżej oraz poniżej, oba zdjęcia w naturalnym świetle, bez lampy. O, nawet mój mały pryszczyk na brodzie się załapał na zdjęcie ;)


Włosy całkiem ładnie się skręciły - to pewnie zasługa keratyny z odżywki bielendy i płukanki lnianej :) Były również ładnie nawilżone, miękkie, błyszczące i pełne objętości. Nie były bardzo mocno dociążone, ale nie potrzebuję już tego, coraz rzadziej spotyka mnie puch. Odżywka bielendy jak na razie wydaje mi się mocno nawilżająca i zmiękczająca, nie dociąża jednak bardzo mocno, co dla wielu osób może być wadą - dla mnie w obecnej włosowej sytuacji to zaleta, z tym, że mam już zdrowe włosy. 


Lubicie robić sobie takie włosowe SPA dla włosów, chociaż w czasie weekendu? :) Całuję :*


Zaglądnij w wolnej chwili na mojego instagrama:



Wtorek dla włosów: maska Anwen do włosów wysokoporowatych - nasz pierwszy raz ;)

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Nie tak dawno pokazywałam Wam moją włosową "chciejlistę", a już udało mi się zrealizować z niej dwie pozycje :) Kilka dni temu mąż zrobił mi niespodziankę i kupił w Kosmyku maseczkę Anwen do włosów wysokoporowatych - no powiedzcie mi, gdzie ja znalazłabym lepszego męża? :) Wiem, że bardzo ciekawe jesteście, jak się ona sprawuje - wcale się nie dziwię, sama wypytywałam o to samo te z Was, które już miały przyjemność jej używać. Zapraszam zatem na wtorek dla włosów, gdzie pierwszy raz użyłam maseczki Anwen do włosów wysokoporowatych.




Olej: krokosz na suche włosy na 2 godziny
Mycie:szampon ec lab do włosów przetłuszczających się
Odżywianie: maska anwen do włosów wysokoporowatych
Odżywka b/s:maska kallos multivitamin
Stylizacja: żel syoss men power hold

Naolejowałam wcześniej włoso moim ukochanym krokoszem - KLIK recenzja, na dosłownie dwie godzinki. Następnie wszystko zmyłam sporą ilością szamponu ec lab (ecolab, eo labolatorie) do włosów przetłuszczających się - RECENZJA. No i wzięłam się na nakładanie maseczki. Ma ona gęstą, jakby leciutko piankową konsystencję i bardzo przyjemnie pachnie - dla mnie to połączenie kakao z wyrobem czekoladopodobnym. Zapach nie jest jakoś bardzo intensywny w opakowaniu, a o dziwo czułam go jeszcze przez cały dzień na włosach :) Nałożyłam jakąś łyżeczkę maseczki na włosy i potrzymałam jakieś 20 minut, na czas kąpieli. Zmyłam ją dokładnie ciepłą wodą, włosy w czasie spłukiwania były takie gładkie i jedwabiste - zapowiadało się zatem dobrze ;) W ociekające wodą włosy wgniotłam dosłownie groszek gęstego kallosa multivitamin - RECENZJA, rozczesałam włosy, wyprostowałam się i wzięłam za wgniatanie żelu syoss - RECENZJA. Podsuszyłam włosy suszarką z dyfuzorem, ale dosłownie do jakiś 50%, strasznie niewygodnie mi było się pochylać, brzuszek jest coraz większy ;) W ciągu godzinki doschły sobie naturalnie, odcisnęłam strączki z żelu i porobiłam zdjęcia telefonem. Mój telefon niestety bardzo przekłamuje kolory, nadal hennuję włosy i są bardziej kasztanowo-czerwone, niż brązowe ;) Zdjęcia udało mi się zrobić bez lampy, w świetle dziennym:


Pierwsze, co bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło, to porażająca miękkość włosów. Naprawdę, chyba nigdy nie miałam aż tak miękkich włosów, jak wczoraj, nawet mój W zwrócił na to uwagę :) Powiem Wam szczerze, że troszeczkę się obawiałam tej maseczki - ma glicerynę i miód, a z tymi składnikami jest w moim przypadku różnie, zwłaszcza jeśli znajdują się one na pierwszych miejscach w składzie. Jednak skład jest bardzo emolientowy, bardzo wysoko znajduje się jeden z moich ulubionych olejów z kiełków pszenicy, zatem niestraszna mi w takiej kombinacji gliceryna i miód. Włosy bardzo ładnie się skręciły, jak to po nawilżaczach, po jednej stronie dużo mocniej, może więcej ugniatałam ;) Nie były ani troszeczkę spuszone, za to miały ładną objętość, no i ta miękkość. Pierwsze wrażenie jak najbardziej pozytywne. Następnym razem na pewno zrobię ładniejsze zdjęcia i w innej scenerii, te robiłam na szybko, tak byłam zadowolona i chciałam pochwalić Wam się efektem, musicie mi wybaczyć ;)


Kuszą Was maseczki Anwen, a może przetestowałyście już którąś wersję? Ja na pewno będę mieć jeszcze tę do włosów średnioporowatych, muszę tylko wykończyć troszkę proteinowych produktów, żeby nie mieć ich za dużo. Całuję :*


Zapraszam na mojego instagrama:



Czy zacznę pisać na blogu o dzieciach i poruszać ogólnie dziecięcą tematykę?

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Odkąd dowiedzieliście się, że jestem w drugiej ciąży, coraz częściej gdzieś na blogu, meilu czy instagramie przewija się pytanie, czy wprowadzę na bloga temat dzieci. Wiecie, zdjęcia dzieciaków, wpisy o pielęgnacji, karmieniu czy inne takie około dziecięce tematy. Wiele z Was wręcz mnie o to prosi i byłoby z takiego wyboru bardzo zadowolonym. Co postanowiłam? :)

Zdjęcie pochodzi z darmowego banku zdjęć


Niestety odmawiam ;) Na blogu piszę głównie o moich falach - myślę, że jakieś 90% wpisów dotyczy tematyki włosowej i tak pozostanie. Czasem wtrącę jakiś przepis czy wpis o naturalnej pielęgnacji ciała i cery. Nie będzie jednak zbyt wiele z mojego życia. Jak pewnie zauważyłyście, szanuję swoją prywatność i niewiele można się o mnie dowiedzieć z bloga. Być może wrzucę coś czasem w ramach serii: Kasia na fali po godzinach, choć jak widzicie, do tej pory był tylko jeden taki post, w grudniu i chyba nie zapowiada się na szybką powtórkę. Ja po prostu najbardziej lubię Wam pisać o włosach. Taki był plan i na tym zaprzestanę. Myślę, że jest tyle blogów parentingowych, że jest w czym wybierać i o czym poczytać ;) Jeśli coś by mnie nagle tknęło, oszalałabym i zapragnęła pisać o dzieciach, to po prostu założę drugiego bloga - nie będę śmiecić tutaj ;) Kasia na fali pozostanie kasią na fali. Wiele osób pewnie uspokoję, część może się zawieść. Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził ;) Nie mam oczywiście nic przeciwko bloggerkom, które zmieniają tematykę swojego bloga albo pokazują bardzo dużo ze swojego życia osobistego - to ich wybór, każdy ma swoją blogową przestrzeń i robi to, co mu się żywnie podoba. Więcej mojego prywatnego życia jest na moim instagramie, ale to jeden wielki misz-masz :) Trochę włosów, trochę książek, trochę kosmetyków, trochę rodzinki. Tam możecie mnie podglądnąć, tutaj pozostaniemy w tematyce włosowej. 

No, to się wyspowiadałam. Idę jeść obiad :) Całuję i pozdrawiam :*
Viewing all 512 articles
Browse latest View live