Quantcast
Channel: Kasia na fali - pielęgnacja włosów kręconych i falowanych.
Viewing all 512 articles
Browse latest View live

Wiśniowa niedziela dla włosów: olej z pestek wiśni i kallos cherry

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Nie tak dawno pokazywałam Wam aloesową niedzielę dla włosów - KLIK, dzisiaj czas na wiśniową :)  Zamówiłam ostatnio oleje, które znam i lubię - olej z pestek wiśni, olej sezamowy i olej ze słodkich migdałów. Przez przeprowadzkę włosy olejowałam w lipcu tylko raz. A że punkt rosy w ostatnich dniach jest dość wysoki, to przypominają suche sianko, no cóż ;) Musiałam im to jakoś wynagrodzić i zrobić małe włosowe spa. Jak wyszło? No nie tak cudownie, jak tydzień temu, ale nie jest też bardzo źle ;)


Zdjęcia bez lampy, w świetle dziennym:

Olejowanie: olej z pestek wiśni na całą noc na suche włosy
Mycie: szampon babydream z lewkiem
Odżywianie: maska kallos cherry
Odżywka b/s: rozwodniony kallos blueberry
Stylizacja: męski żel isana ze starym składem

Nałożyłam na całą noc, na suche włosy olej z pestek wiśni. Oj, olejowałam je w lipcu dosłownie 1 raz, nie wyszło im to na dobre, czas się poprawić i wrócić do normalnego życia ;);) Rano zmyłam wszystko szamponem babydream ułatwiającym rozczesywanie włosów. Następnie na 20 minut pod czepek i ręcznik nałożyłam kallosa cherry - mam jeszcze resztkę w małym pojemniczku, następnym razem kupię małe opakowanie, uwielbiam emolientowe kallosy. Spłukałam wszystko dokładnie ciepłą wodą, a w ociekające wodą włosy wgniotłam 3 małe porcje rozwodnionego kallosa blueberry. Odcisnęłam nadmiar wody rękami, rozczesałam włosy i wgniotłam 3 groszki męskiego żelu z isany, tego ze starym składem. Dawno przeterminowany, a spisuje się jeszcze wspaniale :D:D Wysuszyłam fale suszarką z dyfuzorem do jakiś 70%, potem doschły naturalnie. Sucharków praktycznie nie było.


W tle jeszcze niedokończona kuchnia, musicie mi wybaczyć ;) Tutaj zdjęcie bez lampy, słoneczko akurat zaszło:


No nie było takiego szału, jak poprzedniej niedzieli ;) Włosy w dotyku nadal są jeszcze trochę suche. Nie są też tak mięsiste i miłe w dotyku, jak to lubią. Troszeczkę się w ciągu dnia spuszyły, punkt rosy był dość wysoki, a moje włosy za takim punktem nie przepadają ;) No i ostatnio dość mocno zaniedbałam olejowanie - przynajmniej będę mieć teraz mobilizację, żeby raz w tygodniu olej kłaść, a może nawet częściej :)

Jak tam Wasza weekendowa pielęgnacja - a może jesteście na wyjeździe i tylko szampon w ruchu? :) Całuję ;*

Olejowanie włosów na żel lniany - szybki i skuteczny sposób na nawilżenie ekstremalnie suchych włosów

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Jakiś czas temu pisałam Wam o metodzie olejowania włosów na mokro - KLIK. Niestety sposób ten nie spisał się dobrze na moich falach, które były potem spuszone, suche i matowe. Od kilku miesięcy jednak co jakiś czas kładę olej na żel lniany - czy ta metoda spisuje się lepiej? Koniecznie przeczytajcie, co sądzą o niej moje naprawdę wybredne falo-loki ;)


Po co w ogóle olejować włosy na żel lniany?
Jak pewnie większość włosomaniaczek wie, żel lniany jest jednym z najlepszych nawilżaczy do włosów. Moje fale przynajmniej go uwielbiają :) Wiele osób wybiera najszybszy sposób olejowania i aplikuje olej na suche włosy. Metoda działa przeważnie dobrze, choć na efekty często trzeba czekać dłużej. Przy olejowaniu włosów na żel lniany - w moim przypadku efekty nadchodzą już po pierwszym użyciu :) Włosy dzięki temu są lepiej nawilżone, ponieważ nie kładziemy oleju na suche włosy, a na wilgotne, pokryte żelem lnianym. Przepis na zrobienie lnianego glutka macie TUTAJ.

W jaki sposób olejować włosy na żel lniany?
Jest to nieco bardziej czasochłonna metoda, niż olejowanie na suche włosy. Najpierw musimy ugotować żel lniany i go ostudzić. Jeśli już go mamy, idziemy nad wannę/prysznic i moczymy włosy. Ja wolę zmoczyć je nieco bardziej, a nadmiar wody delikatnie odcisnąć. Następnie nad ową wanną nakładamy na włosy żel lniany - najlepiej jest to robić właśnie nad wanną, ponieważ glutek lubi uciekać z rąk i potem ciężko go zmyć z podłogi. W tym momencie rozczesuję włosy grzebieniem z szeroko rozstawionymi ząbkami, aby równomiernie rozłożyć żel na włosach. Na włosy obklejone żelem lnianym kładziemy porcję oleju - u mnie to często tylko łyżeczka, czasem łyżka, jeśli mam bardzo suche włosy. 


Jak długo trzymać taki olej na włosach?
Próbowałam już trzymać włosy naolejowane w taki sposób całą noc, godzinkę i kilka godzin. Najlepsze efekty osiągam chyba po godzinie do kilku godzin. Po całej nocy włosy były dziwnie rozmiękłe i czasem lekko spuszone. 

Czym zmywać?
Jak wiecie, u mnie wystarcza delikatny szampon bądź dwukrotnie umycie włosów maską scandic line. Mam jednak wrażenie, że olej nałożony na żel lniany zmywa się nieco łatwiej, niż taki zaaplikowany na suche włosy. Metodę zmycia musicie dobrać do swoich włosów ;)

Jakie zaobserwowałam efekty?
Tak jak już pisałam, włosy po olejowaniu na żel lniany momentalnie robią się nawilżone, cudownie aksamitne w dotyku i bardzo błyszczące. To moja ulubiona metoda przy bardzo wysokim lub bardzo niskim punkcie rosy - nie puszy tak, jak nawilżacze nałożone po myciu, za to pięknie nawilża i wygładza włosy. Ostatnio tak właśnie olejowałam włosy, a punkt rosy jest u mnie bardzo wysoki, bo od dwóch dni wynosi aż 19 stopni. Moim zdaniem to idealna metoda olejowania dla bardzo suchych włosów, obok metody olejowania na nawilżającą maskę. Daje również najszybsze efekty :)




Lubicie olejować włosy na żel lniany? Jaka jest Wasza ulubiona metoda nakładania oleju? :) Całuję :*

Włosy w lipcu 2016r.

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Prosiłyście mnie, aby zrobiła niedługo lipcową aktualizację włosów, ponieważ same miałyście problem ze swoimi włosami. Pocieszę Was - ja również miałam ;) Punkt rosy przez większość miesiąca był dość wysoki, u mnie wynosił około 18-19 stopni. Włosy przez to lubiły być suche, chociaż znam metody, aby ten puch i suchość były mniejsze - możecie przeczytać o nich TUTAJ :) 

Wybaczcie dziwną minę, ale słoneczko bardzo raziło, zdjęcie bez lampy:


Olejowanie:
Przez pierwszą część miesiąca naprawdę rzadko olejowałam włosy, bo dosłownie jeden raz ;) Przyczyną była przeprowadzka, a jak zapewne wiecie, wtedy jest wielki zamęt i człowiek o włosach nie myśli :) Potem jednak się poprawiłam i aplikowałam na włosy olej słonecznikowy oraz olej z pestek wiśni. Najczęściej stosowałam metodę olejowania na żel lniany, o której pisałam Wam ostatnio TUTAJ.

Mycie:
Starałam się jak najczęściej używać do mycia maseczki scandic line fruit - moje włosy latem są bardziej przesuszone, zatem mycie maseczką spisuje się idealnie. Musiałam jednak częściej je oczyszczać, w ruch szedł wówczas szampon avea z ogórkiem i aloesem - nie jest tak mocny, jak szampony barwy, ale do lekkiego oczyszczenia świetnie się nadaje. Raz musiałam użyć go dwukrotnie, aby porządnie włosy oczyścić.

Odżywianie:
W lipcu stawiałam głównie na emolienty - zatem jak najczęściej używałam kallosa blueberry (nierzadko z dodatkiem oleju) oraz odżywki garnier oleo repair. Od czasu do czasu na falach lądował ukochany kallos aloe, ale zawsze z dodatkiem oleju, ponieważ przy wysokim punkcie rosy solo potrafił mnie nieźle spuszyć. Z olejem również jeden raz spuszył, taka ta pogoda ;) Ostatnio bardzo rzadko używałam protein, przez co miałam nieco słabszy skręt. Dosłownie jeden raz zaaplikowałam na włosy maseczkę arganową Dr. Sante. W pobliskiej drogerii widziałam wersję z makadamią, już się na nią czaję, ale muszę skończyć coś proteinowego, bo znowu obrosnę w zapasy. Pod koniec miesiąca sprawiłam sobie maskę ziaji z ceramidami, jak ona pięknie pachnie :) Będę używać jej również w sierpniu. Bez spłukiwania używałam rozwodnionego kallosa multivitamin.

Płukanki i półprodukty:
Czasem wzbogacałam olejem kallosa blueberry, najczęściej był to olej konopny. Unikałam panthenolu oraz aloesu, ponieważ punkt rosy był naprawdę wysoki, a w takim przypadku nawilżacze spisują się u mnie najlepiej jedynie pod olej.

Stylizacja:
Nadal dokańczam męski żel z isany ze starym składem. Używam na jedno mycie dosłownie 3 groszków, dlatego jeszcze go mam :) Dalej w kolejce czeka mój ukochany syoss i dwa żele od Ani, które pokazywałam Wam TUTAJ :)

Końcówki:
Moje suche końce najbardziej cierpiały podczas upałów, zatem codziennie wgniatałam w nie dwie kropelki oleju konopnego. Czasem sięgałam po coś z silikonami, choć często mnie one obciążają niestety :(

Punkt rosy:
Skrupulatnie zapisywałam punkt rosy prawie każdego dnia i niestety przez większość miesiąca w moich okolicach był wysoki, wynosił 18-19 stopni. To dość ciężki czas, zwłaszcza dla fal i loków. Włosy były suche i lubiły się puszyć, bardzo pomagało olejowanie na żel lniany lub na kallosa aloe. No i używanie emolientowych masek po umyciu.


Jak Wasze włosy znoszą lipcowe upały? :) Skusiłyście się na jakieś nowości? Całuję :*

Efekty kuracji po 2 miesiącach z tabletkami Merz Spezial :)

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Moje włosy rosną naprawdę wolno - bez żadnych wspomagaczy jest to niecały 1cm miesięcznie, po wspomagaczach udaje się czasem uzyskać ledwo te 1,5 czy 2 cm :) Spore nadzieje wiązałam z tabletkami Merz Spezial, które otrzymałam na początku czerwca do testów. Sumiennie brałam po 2 różowe pastylki dziennie - no dobrze, zdarzyło mi się czasem zapomnieć i wziąć jedną, generalnie jednak byłam grzeczną uczennicą i brałam właśnie dwie ;) Ciekawe jesteście, jakie efekty osiągnęłam po wprowadzeniu tabletek Merz Spezial po dwóch miesiącach? Zapraszam :)




No i co po tych dwóch miesiącach? :)
Ciekawe jesteście, czy włosy urosły szybciej przez te dwa miesiące? Powiem Wam szczerze, że tak, choć nie tak szelenie, jak nieraz czytam u niektórych z Was ;) Po 1 miesiącu odnotowałam dokładnie 1cm przyrostu, czyli nic specjalnego. Włosy zaskoczyły jednak po tym pierwszym miesiącu i kopa dostały dopiero w drugim - to świadczy o tym, że nie ma co skreślać określonej metody na przyspieszenie porostu włosów po 3 czy 4 tygodniach, bo efekty mogą pojawić się później. Łącznie po dwóch miesiącach włosy miałam dłuższe aż o 3 cm - dla mnie to naprawdę bardzo dobry wynik i bardzo się cieszę, zwłaszcza że branie tabletek nie jest dla mnie tak męczące jak np. wcieranie wcierek - strasznie ciężko jest mi się do tego zmobilizować ;) 



Czy stosowałam coś jeszcze?
Oprócz regularnego zażywanie dwóch tabletek dziennie, wprowadziłam do diety również więcej białka - co skutecznie zahamowało wypadanie moich włosów. Być może Merz Spezial również miało w tym jakąś swoją zasługę, wiem jednak, że zawsze jak jem nieco więcej białka, włosy przestają wypadać, takie czary ;)


Kasia, no to pokaż wreszcie, ile te włosy urosły ;)

Widać, że ostatnio mój skręt nie jest szałowy, dajcie już normalną pogodę no ;) Uprzedzam z góry, że na zdjęciu po prawej miałam leciutko odchyloną głowę do tyłu z tego co pamiętam. Mierzyłam jednak pasemko włosów i było dłuższe właśnie o 3cm, widziałam to samo po odroście, który na zdjęciu po prawej już był w miarę pokaźny ;) 

Za miesiąc zdam Wam kolejną relację, kiedy skończę pełną trzymiesięczną kurację :) Ciekawa jestem, jakie są Wasze ulubione metody przyspieszania porostu włosów :) Całuję:*

Garnier oleo repair - jak kultowa odżywka spisała się na moich falach?

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Jeśli zapytamy o to, jaką emolientową odżywkę ktoś może nam polecić, bardzo często pada na odżywkę garnier oleo repair. Same polecałyście mi ją już wiele razy, zatem kilka miesięcy temu wskoczyła do mojego koszyka w rossmannie. Nie wiedziałam do końca, czego się po niej spodziewać, niby są emolienty, jednak dość wysoko w składzie znajduje się niacynamid oraz ekstrakt z trzciny cukrowej - a takie składniki potrafią moje włosy przesuszyć. Musiało minąć kilka miesięcy, żebym wyrobiła sobie opinię na temat tej niemalże kultowej już odżywki - jesteście ciekawe, czy moje wybredne fale ją polubiły? :)


Skład:
Skład jest emolientowy, chociaż nie wiem, czy aż tak mocno, jak wiele osób twierdzi ;) Zaraz po wodzie faktycznie mamy ten emolient, następnie jest już antystatyk oraz kolejny emolient. Po tej mieszance możemy zobaczyć niacynamid - witaminę B3. Witaminy niestety lubią moje fale przesuszać, wyjątkiem jest tutaj panthenol. Po niacynamidzie jest kolejny potencjalny wysuszasz - ekstrakt z trzciny cukrowej. Następnie emolient- oliwa z oliwek, emulgator, substancja zapachowa, ekstrakt z zielonej herbaty, substancja zapachowa, konserwanty, lekki silikon, alkohol, ekstrakt z jabłka, witamina B6, olej awokado, masło shea, kwas cytrynowy, dalej już konserwanty i substancje zapachowe. Skład jest dość długi, sporo tu konserwantów i substancji zapachowych,


Konsystencja i zapach:
Zapach odżywki faktycznie jest cudowny - świeży, owocowy, orzeźwiający i dodający energii. To chyba jedyna cecha, za którą pokochałam odżywkę garniera :) Konsystencja - dość gęsta, jak na odżywkę, nie trzeba jej wiele, aby pokryć włosy w całości, nie wnika w nie i nie znika, jak w przypadku niektórych odżywek.


Działanie:
Działanie zostawiam sobie na koniec. Wiem, że większość z Was jest zachwycona garnierem, niestety moje wybredne włosy mają inne zdanie na ten temat ;) Odżywkę stosowałam solo, na kilka minut, jak i na pół godziny pod czepek i ręcznik. Dodawałam do niej oleju. Wszystko na nic - niestety włosy były po niej zawsze lekko przesuszone. Nie tak strasznie, jak po wielu innych, mocno ziołowych specyfikach, jednak po tak emolientowym składzie spodziewałam się wszystkiego, tylko nie wysuszenia. Podejrzewam, że przyczynił się do tego niacynamid oraz ekstrakt z trzciny cukrowej - oba znajdują się dość wysoko w składzie, jeszcze przed tytułowymi olejami z oliwek, awokado i shea. W ogóle mam wrażenie, że tych olejków tam wcale tak dużo nie ma ;) Garnier ma też tendencję do obciążania, co ważne jest zwłaszcza dla cienkich i delikatnych włosów. Mój egzemplarz trafi pewnie do siostry, której powinien się spodobać ;) Nie odradzam Wam jednak tej odżywki, wiem, że wiele z Was ją uwielbia, uważajmy jednak na ewentualnie przesuszenie ;)

Miałyście już tego garniera, a może równie znaną wersją goodbye damage? :) Całuję ;*

Niedziela dla włosów: olej z pestek wiśni i odżywka nawilżająca vianek

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Na wstępie chciałabym Was przeprosić na moją mniejszą aktywność w blogosferze, jednak skupiłam się teraz na rodzinie i na moim związku. Wtrącanie się osób trzecich (w naszym przypadku niestety rodziny) może narobić sporo bałaganu, trzeba sobie wszystko wyjaśnić i żyć po swojemu. I to właśnie staramy się teraz robić :) A co do moich włosów -  zauważyłam, że ostatnio dużo częściej używam moich maseczkowych ulubieńców i coraz rzadziej sięgam po nowości. Postanowiłam zmienić to tej niedzieli i wypróbować wreszcie nawilżającej odżywki vianek. Skład podpowiadał mi, że efekty mogą być różne, lubię jednak tą nutkę niepewności po nowej odżywce :) Jesteście ciekawi, jak wyszło? :)



Olejowanie: olej z pestek wiśni na suche włosy na całą noc
Mycie: maska scandic line fruit x2
Odżywianie: odżywka nawilżająca vianek
Odżywka b/s: rozwodniony kallos blueberry
Stylizacja: męski żel isana ze starym składem

Włosy naolejowałam na całą noc bardzo lubianym przeze mnie olejem z pestek wiśni - mam wersję rafinowaną, działa jednak bardzo dobrze. Następny w kolejce do używania jest olej sezamowy :) Rano zmyłam wszystko dokładnie dwukrotnie maseczką scandic fruit. Na odciśnięte z wody włosy nałożyłam porcję odżywki nawilżającej vianek i potrzymałam ją jakieś 10 minut. Po dokładnym spłukaniu wgniotłam w fale 2 porcje rozwodnionego kallosa blueberry. Rozczesałam włosy grzebieniem, wyprostowałam się i zaczęłam je ugniatać na 3 sporych groszkach męskiego żelu z isany - tak tak, to nadal ta sama tubka ze starym składem :) Używam stylizatorów zamiennie i w ten sposób nie mogę żadnego wykończyć ;) Pougniatałam włosy, wysuszyłam suszarką z dyfuzorem. Po odgnieceniu sucharków fale prezentowały się tak:


Niestety nie udało mi się zrobić żadnego sensownego zdjęcia włosów od tyłu - one i tak lepiej prezentują się od przodu i tam mocniej się kręcą, macie zatem zdjęcie od przodu :) Oczywiście bez lampy, w świetle naturalnym. Jak widzimy, włosy całkiem miło się pokręciły, ale są troszkę suche. Muszę przyznać bez bicia, że ostatnio jakoś szalenie o nie nie dbałam, może to być zatem wina właśnie lekkiego zaniedbania ;) Albo odżywki vianek, co też biorę pod uwagę ;) Zobaczymy za jakiś czas, a ja postaram się zmobilizować do regularniejszego olejowania i odżywiania włosów - odkąd się przeprowadziłam i postanowiłam skupić się na sprawach rodzinnych, włosy zeszły na dalszy plan. A można się przecież kłócić z olejem na głowie prawda ;););)

Co ciekawego wylądowało dziś na Waszych włosach? :) Całuję :*

Olej andiroba - czy po udanym pierwszym razie nadal byłam zadowolona?

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Oglądałam sobie tak zdjęcia w moim włosowym katalogu i zauważyłam, że równo rok temu testowałam tajemniczy olej andiroba - a tutaj na blogu nadal nie ma recenzji :) Kiedy użyłam go pierwszy raz, byłam zachwycona - efekty pokazywałam Wam w tej niedzieli dla włosów. Jako, że kupiłam 30ml buteleczkę, użyłam oleju dokładnie 5 razy, w duecie z moimi ukochanymi maskami i odżywkami. Czy nadal spisywał się tak samo dobrze? Przeczytajcie :)


*Swój olej kupiłam bodajże na stronieZrób sobie krem:) Ma on  gęstą konsystencję, która lekko tężeje w lodówce - przed użyciem trzeba olej wyciągnąć na kilkanaście minut bądź troszeczkę ogrzać. Ma brązowo-zielony kolor, czasem lekko mętnieje. Widać, że to naprawdę ciężki zawodnik ;)

*Składowo olej prezentuje się tak - oczywiście w zależności od źródła - około 50% kwasów tłuszczowych omega 9, 10% kwasów omega 6 oraz 36% kwasów nasyconych. Sporo nasyconych, jednak moje włosy od jakiegoś czasu mają inną, niższą porowatość i liczyłam na to, że olej spisze się ładnie ;)

*W jaki sposób go stosowałam? Najczęściej w metodzie na sucho, zostawiałam olej na całą noc bądź na 1 godzinkę. Dwa razy użyłam go na maskę kallos aloe. Andiroba dobrze spisywała się w każdym z tych przypadków, nie mogłam jednak przesadzać z częstotliwością używania. Czyli jeśli używałam oleju raz na np. dwa tygodnie, wszystko było ładnie - włosy gładziutkie, czasem aż za bardzo, pięknie dociążone, mięciutkie i bez puchu. Jeśli jednak próbowałam olejować nim włosy co mycie, stawały się lekko matowe, suche i spuszone. Dokładnie tak samo, jak w przypadku kokosa.  Raz na jakiś czas jest super, za często - niestety nie. 

*Olej jest dość gęsty i ciężki i przyznam się, że ze dwa razy lekko go nie domyłam - konieczne było bardzo uważne, dwukrotne umycie włosów dużą ilością maski, bądź zmycie sporą ilością delikatnego szamponu.

*Kilka razy nałożyłam olej andiroba na twarz w duecie z żelem hialuronowym - wspaniale zmiękcza i odżywia, lekko natłuszcza, z tym, że ma spory potencjał komodogenny, cery tłuste niech uważają ;)

*Jak wygląda stosunek ceny do pojemności? No, tutaj nie jest różowo, ja za moją buteleczkę 30ml zapłaciłam 12zł. Mi taka buteleczka wystarczyła na 5 aplikacji, wiem, że są osoby, które zużyłyby ją na raz i to już mało opłacalny interes ;) Niestety olej andiroba jest dość drogi, nie wiem, czy szybko sobie na niego znowu pozwolę ;)

Jeszcze raz pokazuję Wam moje gładkie i dociążone włosy po oleju andiroba - tutaj użyty pierwszy raz ;)
 
 
Słyszałyście już o tym tajemniczym oleju, czy pozostajecie przy swoich ulubieńcach? :) Całuję ;*

Które kallosy moje fale pokochały najbardziej?

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Maski kallos zna chyba każda włosomaniaczka - jakiś czas temu weszły mniejsze, 250ml wersje, dzięki czemu nie jesteśmy już skazane na wielkie, litrowe słoiczki, które bardzo lubiły wyślizgiwać się z dłoni w najmniej oczekiwanym momencie ;) Od jakiś dwóch lat regularnie testuję różne maski kallosa. Ciekawe jesteście, które kallosy moje fale pokochały najbardziej? :)




1. Które kallosy lubię najbardziej?
Odpowiedź macie na zdjęciach :) W trójce wspaniałych znajduje się wersja aloe, bluebery i multivitamin. Recenzję tych maseczek możecie sobie przeczytać na moim blogu: ALOEMULTIVITAMIN, BLUEBERRY. Bardzo cenię sobie również wersję omega, cherry, banana, caviar i botox - jednak nie spisuję się one aż tak dobrze, jak trójka wspaniałych. Ulubieńcem kiedyś był również kallos keratin, jednak teraz stosuję proteiny dużo rzadziej, zatem kallos ten nie gości w mojej łazience już zbyt często ;)

2. Co takiego fajnego mają w składzie?
 Co fajnego mają w składzie moje 3 ulubione kallosy? Wersja multivitamin i blueberry są do siebie bardzo podobne - jeszcze przed zapachem mają bardzo lubiany przeze mnie olej awokado. Po zapachu znajduje się koktajl witaminek, nie wiem, czy ma jakikolwiek wpływ na moje włosy - ważne, że ich nie przesusza ;) Kallos aloe ma bardzo lubiany przeze mnie aloes - to jeden z nawilżaczy, które obok panthenolu i żelu lnianego nie robią mi krzywdy w postaci przesuszenia włosów.

3. Dlaczego akurat maski kallos?
Czemu tak sobie cenię akurat maseczki kallos, kiedy na rynku jest tyle innych, przeróżnych masek i odżywek? Przede wszystkim nie posiadają one gliceryny - a tej pani moje fale bardzo, bardzo nie lubią. Gdzieś tam dalej  mają glikol propylenowy, za którym też nie przepadam, ale przeważnie jest on w składzie po zapachu, czyli w bardzo niewielkim stężeniu. No i są emolientowe, a w emolientach moje fale mogłyby się kapać. Nie bez znaczenia jest także cena i pojemność, choć teraz częściej wybieram mniejsze opakowania po 6zł :)

4. Do czego można jeszcze wykorzystać kallosy? 
Kallosy nie muszą nam służyć tylko jako maska. Wiele osób myje nimi z powodzeniem włosy - u mnie akurat mycie kallosami nie zdało egzaminu. Skóra głowy była po nich podrażniona, a włosy lekko obciążone. Ale ciężkie i bardzo suche włosy mogą śmiało spróbować, uważajcie tylko na skórę głowy. Sama stosuję również emolientowe kallosy jako odżywkę bez spłukiwania - przeważnie lekko je rozwadniam, gdyż takie gęste lubią obciążyć moje cienkie fale. Mogą one służyć jako bardzo fajna baza do wzbogacania, na przykład kakao i olejem albo skrobią ziemniaczaną z jakimś emolientem.

5. Na jakich włosach kallosy mogą dobrze się spisać?
Często powtarzam, że kallosy nie są jakąś super odżywczą opcją, która sprawdzi się na bardzo suchych i zniszczonych włosach. Bardziej pasować będą posiadaczkom włosów lekko suchych z natury, ale zdrowych. Fal i włosów prostych, także loczków, ale nie bardzo zniszczonych i ekstremalnie przesuszonych. Dla tych ostatnich polecam mycie włosów kallosami lub używanie ich z nawilżającymi i emolientowymi dodatkami - solo będą z pewnością za lekkie.

6. Czy lubię wszystkie kallosy?
A no tak dobrze to nie ma ;) Bardzo mocno nie polubiłam się z wersją chocolate, silk oraz honey. Średnio lubię także pomarańczowego kallosa color  z olejem lnianym i pięknie pachnącą wersję latte. Nie testowałam reszty tych małych kallosów typu kallos vanilla, jaśmin i argan. Ale podejrzewam, że przez glikol wysoko w składzie zrobiłyby mi tylko krzywdę i jakoś mnie do nich nie ciągnie.




Ciekawa jestem, jakie są Wasze ulubione kallosy oraz czy planujecie przetestowanie jakiś nowych? :) Ja już nie mogę się doczekać, aż wypuszczą jakąś nową wersję :) Całuję :*

Mój ulubiony rytuał nawilżający dla włosów

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Lato w pełni, słoneczko pięknie świeci, część z Was może wyleguje się właśnie w ciepłych krajach nad lazurową wodą :) Wiemy jednak, że po takich wakacjach włosy często są przesuszone i wołają: pić. Osoby, które regularnie hennują włosy zapewne też znają ten stan przesuszenia. Chciałabym Wam dzisiaj przedstawić mój ulubiony rytuał nawilżający dla włosów - z konkretnymi produktami - zapraszam :)

Punkt 1 - olejowanie
Punktem obowiązkowym jest naolejowanie włosów na coś nawilżającego - najczęściej wybieram maseczkę kallos aloe, choć może to być też olejowanie na żel lniany - o metodzie tej pisałam Wam nie tak dawno w TYM POŚCIE. Czyli w skrócie - moczę włosy, lekko odciskam nadmiar wody i nakładam sporą ilość maski kallos aloe. Rozczesuję je grzebieniem, żeby maska dotarła do każdego włoska. Następnie nakładam porcję oleju, również większą, niż zwykle, czyli w moim przypadku jakąś łyżkę. Chodzę tak jakieś 2 godzinki, nie więcej, ponieważ takie przetrzymanie maseczki i oleju kilka godzin lubi zaowocować na moich włosach puchem.

Punkt 2 - mycie
Trzeba to wszystko teraz zmyć, jednak lepiej nie jakimś mocnym zdzierakiem, żeby tych naszych sucharków nadal nie wysuszać :) Sama najczęściej wybieram któryś z szamponów ecolab - mam teraz drugą buteleczkę wersji regenerującej. O dziwo, szampony te przestały mnie podrażniać, kiedyś stosowane co mycie lekko podrażniały, nie wiem, co to się stało ;)


Punk 3 - odżywianie
Warto położyć na włosy jeszcze coś emolientowego bądź emolientowo-nawilżającego. U mnie najczęściej na włosach ląduje mieszanka kallosa multivitamin z kilkoma kroplami ulubionego oleju. Czasem jest to kallos multivitamin wzbogacony zarówno olejem jak i panthenolem, który wspaniale nawilża moje włosy. Maseczka ląduje pod czepkiem i ręcznikiem na jakieś 20 minut, żeby produkt ładnie się wchłonął. Po wszystkim dokładnie zmywam ją ciepłą wodą.

Punkt 4 - płukanka
Czymże byłby mój rytuał nawilżający bez płukanki lnianej? To moja ukochana, nawilżająca płukanka, bez której nie mogę się obyć, jeśli mam suche włosy. Na jakieś pół litra wody daję pół szklanki żelu lnianego i tak powstałą płukanką polewam włosy. Potem już jej niczym nie zmywam.

Punkt 5 - stylizacja
Moje włosy są falo-loczkami, zatem nie mogę obejść się bez stylizacji :) Na bardzo mokre włosy nakładam kilka groszków mocnego żelu do włosów, ugniatam i suszę je ciepłym (nie gorącym) nawiewem suszarki do jakiś 70%. Reszta dosycha sama. Następnie odgniatam ewentualnie sucharki i gotowe ;)

Po wszystkich zabiegach moje włosy prezentują się tak- tutaj akurat zdjęcie z lampą, ale na żywo nie było ani grama puchu ;)


Macie swoje ulubione nawilżające produkty/półprodukty? :) Całuję :*

Odżywka nawilżająca vianek - czyli jak doprowadzić moje włosy do puchu stulecia ;)

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Lubię taką pogodę, jak dzisiaj - słoneczko świeci, wieje lekki wiaterek, nie jest jednak ani za gorąco, ani za chłodno. Taka pogoda mogłaby trwać u mnie cały rok :) Tymczasem chciałabym Wam napisać dzisiaj recenzję odżywki nawilżającej vianek - jako jedna z nielicznych doprowadziła moje włosy po trzykrotnym użyciu do puchu stulecia :)


Skład:
Skład jest emolientowo-nawilżający - wiele osób będzie z niego zapewne zadowolonych, moje wybredne fale mają oczywiście inne zdanie ;) Po wodzie widzimy emolient, następnie nawilżający cukier i kolejny emolient. Dalej nawilżająca (i pusząca mnie prawie zawsze i wszędzie) gliceryna oraz tytułowe, nawilżające ekstrakty z lipy i podbiału. Następnie kwas stearynowy, olej z kiełków pszenicy, nawilżający panthenol, dwa emulgatory, kwas mlekowy, guma guar (może obciążać), łagodny detergent i zapach. Potem już dosłownie jeden konserwant - duży plus :)


Konsystencja i zapach:
Lubię zapachy kosmetyków sylveco :) W odżywce vianek czuć ziołowo-kwiatową nutę, która absolutnie nie drażni nosa i dla mnie jest całkiem przyjemna :) Konsystencja jest dość gęsta, kolor lekko perłowy, przyjemnie nakłada się na włosy.


Działanie:
Odżywki użyłam dosłownie tylko trzy razy - nie miałam ochoty na więcej sianka i matowego puchu :) Za każdym razem pilnowałam punktu rosy, a moje włosy przed użyciem były w całkiem fajnej kondycji. Dwa razy zastosowałam odżywkę solo (na 5 minut oraz na 20 minut pod czepek), jeden raz z dodatkiem oleju konopnego. Niestety - po vianku za każdym razem miałam puch, matowe sianko, choć loczki skręcały się całkiem całkiem - często tak mam, jak coś koncertowo mnie przesuszy ;) Dodatkowo włosy mimo że spuszone, to na drugi dzień lubiły mieć przyklap - chyba moja ukochana guma guar dała tu o sobie znać ;) Po każdym użyciu musiałam włosy doprowadzać do porządku przez jakieś 2-3 mycia - tak były suche. Do tej pory taką krzywdę zrobiła mi chyba tylko odżywka isana professional oil care ;)


No to czas na zdjęcia sianka, podziwiajmy :D ;)


Skusiłyście się już na odżywkę nawilżającą albo maskę odżywczą vianek? Co lubi Was spuszyć? :) Całuję :*

Niedziela dla włosów z kallosem biotin i żelem lnianym

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Pokazywałam Wam kilka dni temu na instagramie mój nowy kallosowy nabytek - wersję biotin. Posiada ona lekki silikon i ogólnie ma dość emolientowy skład, zatem idealnie nadaje się na upały, które od dwóch dni szaleją, przynajmniej w okolicach Krakowa :) Testuję również inne sposoby stylizacji moich włosów, zatem dzisiejsza niedziela dla włosów pełna jest eksperymentów. 

Zdjęcie po lewej bez lampy, po prawej z lampą:

Olejowanie: olej z pestek wiśni na suche włosy na całą noc
Mycie: szampon regenerujący ecolab
Odżywianie: maska kallos biotin solo pod czepek i ręcznik
Odżywka b/s: brak
Stylizacja: rozwodniony żel lniany w buteleczce z psikaczem

Ostatnio zrobiłam sobie takie założenie, że będę olejować włosy co każde mycie - muszę koniecznie napisać o tym na blogu, żeby mieć dowód, motywację i szybko nie zrezygnować ;) Za miesiąc zdam Wam relację, czy kondycja włosów się poprawiła, bo ostatnimi czasy nie olejowałam ich jakoś bardzo często. Zatem nałożyłam olej z pestek wiśni na suche włosy na całą noc, a rano zmyłam go szamponem regenerującym ecolab. Następnie nałożyłam na włosy porcję maski kallos biotin - chyba troszkę za dużo, zapomniałam, że on ma silikon jeszcze przed zapachem i może mnie lekko obciążać, co widać po końcówkach na zdjęciu powyżej. Przetrzymałam ją pod czepkiem i ręcznikiem, a następnie zmyłam dokładnie ciepłą wodą. Postanowiłam tym razem nie nakładać odżywki bez spłukiwania. Lekko odcisnęłam nadmiar wody z włosów, wyprostowałam się, przeczesałam włosy i spsikałam je porządnie rozwodnionym żelem lnianym (w buteleczce z atomizerkiem zmieszałam żel lniany z wodą w stosunku 1:1, całość dodatkowo zakonserwowałam 10 kroplami FEOG-u). Pougniatałam włosy i zostawiłam do naturalnego wyschnięcia. Schły bardzoooo długo, jak to po żelu lnianym. Kiedy jednak już wyschły, prezentowały się tak:

Zdjęcie z lampą, ładniej widać korkociągi w spodniej warstwie:


Zdziwiła mnie spora ilość korkociągów w spodniej warstwie - żel lniany jest nawilżaczem i to może on jest winowajcą :) Jak widać, końcówki są troszeczkę obciążone, bardzo możliwe, że nałożyłam za dużo kallosa biotin. Całość była cudownie miękka i nawilżona, bardzo lubię ten efekt po żelu lnianym, chyba będę go częściej używać do stylizacji.  


Skusiłyście się już na najnowszego kallosa? :) Całuję :*

Wyzwanie: miesiąc olejowania włosów przed każdym myciem

$
0
0
Hej hej Kochani :)
Muszę przyznać szczerze, że przez niemałe zamieszanie w moim życiu i przeprowadzkę dość mocno odpuściłam sobie olejowanie włosów - jeśli nałożyłam olej 3 razy w miesiącu, to było bardzo dobrze ;) Pamiętam, jak kiedyś stosowałam tę metodę pielęgnacji przed każdym myciem - nigdy nie miałam tak fajnie nawilżonych, dociążonych, gładkich i skręconych włosów, jak wtedy :) Postanowiłam się zmobilizować i publicznie podjąć wyzwanie: miesiąc olejowania włosów przed każdym myciem. Znając mnie pewnie będę głównie olejować na sucho, w okolicach weekendu może trafi się nawilżająca maska albo żel lniany pod olej ;)


Stosować będę głównie olej z pestek wiśni oraz olej sezamowy - chociaż zamówiłam dzisiaj także krokosza - a jest to mój ulubiony olej i pewnie też będzie miał swój udział w miesięcznym olejowaniu włosów przed każdym myciem :) Za miesiąc zdam relację, porobię zdjęcia i zobaczymy, czy włosy będą w lepszej kondycji :) Wyżej wymienione oleje znam i lubię, a jeśli dojdzie do nich ukochany krokosz, to powinno być już bardzo dobrze.


Czy ktoś chce do mnie dołączyć? W kupie raźniej :D Trzymajcie kciuki, całuję :*

Włosy w sierpniu 2016r.

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Ostatnio coś ciszej w blogosferze - najpierw wakacje, potem początek szkoły albo studiów. U mnie w życiu też dzieje się sporo nowego i dobrego, wracam do Was jednak z pomysłami na nowe posty :) We wrześniu chciałabym znowu napisać ze dwa posty z serii kręcone problemy - w jednym będziemy zastanawiać się, jak sprawdzić, czy nasze włosy są falowane/kręcone. W innym napiszę o problemie suchych i zniszczonych włosów tylko po jednej stronie głowy - sama mam taki problem :) Tymczasem zapraszam Was na aktualizację moich fal w sierpniu. Moje włosy przez połowę miesiąca nie prezentowały się zbyt okazale, a wszystko przez stosowanie odżywki nawilżającej vianek - mało co potrafi zrobić mi na głowie taki puch, jak ona ;) Więcej możecie przeczytać o niej TUTAJ :)


Olejowanie:
Muszę przyznać z ręką na sercu, że w sierpniu mocno odpuściłam sobie olejowania - dosłownie dwa razy na włosach znalazł się olej z pestek wiśni. Podjęłam jednak wyzwanie i teraz olejuję włosy przed każdym myciem --> na tapecie jest olej krokoszowy oraz olej sezamowy.

Mycie:
Ostatnio częściej używałam delikatnych szamponów, niż maseczki myjącej. W sierpniu królował szampon regenerujący ecolab - o dziwo teraz w ogóle nie podrażnia mojej skóry głowy, nawet używany co każde mycie, kiedyś kilka razy mu się to zdarzyło. Do oczyszczania kupiłam szampon barwy z czarną rzepą, niestety avea z ogórkiem i aloesem do oczyszczania była troszkę za słaba.

Odżywianie:
Jak już Wam wyżej wspominałam, testowałam odżywkę nawilżającą vianek. Niestety nie nawilżała ona moich włosów, za to pięknie je przesuszała i matowiła :) Ratowałam się kallosem aloe oraz kallosem blueberry. Pod koniec miesiąca zaczęłam też testować kallosa biotin - na recenzję musicie jeszcze troszkę poczekać, jest on jednak cięższy, niż jego pozostali kallosowi bracia. Zauważyłam, że ostatnio prawie w ogóle nie używałam protein i mój skręt mocno osłabił się. Zrobiłam jednak zamówienie na Zrób Sobie Krem - możecie je obejrzeć na moim instagramie. Teraz dodaję keratynę hydrylizowaną do maseczek i włosy zaczynają się kręcić coraz ładniej :) Jako odżywka bez spłukiwania nadal służy mi maseczka kallos blueberry, którą rozwadniam w stosunku 1:1. 

Płukanki i półprodukty: 
Dość często stosowałam nawilżającą płukankę lnianą, aby uratowała włosy po viankowej suszy ;) Rzadko dodawałam do maseczek jakieś półprodukty, czasem było to kilka kropel oleju konopnego. Na wrzesień mam jednak przygotowany olej z krokosza, panthenol i keratynę :)

Stylizacja: 
Do stylizacji używałam najczęściej ukochanego żelu syoss men, często w obiegu był takżeżel lniany, czasem rozwodniony buteleczce ze spryskiwaczem. 

Końcówki:
Szczerze przyznaję, że zapominałam nakładać na nie cokolwiek ;)

Punkt rosy:
Punkt rosy przeważnie był dość zadowalający, nie to co w lipcu :)


Tutaj zdjęcie bez lampy, w słabym świetle:

Jak Wasze włosy miewają się po wakacjach i upałach? :) Odkryłyście jakieś nowe włosowe kosmetyki? Całuję :*

Kręcone problemy: jedna strona włosów jest bardziej sucha i zniszczona od drugiej - przyczyny i sposoby na poradzenie sobie z problemem

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Kilka dni temu Czytelniczka w komentarzu opisała mi swój problem. Otóż jedna strona jej włosów jest dużo bardziej sucha i zniszczona od drugiej. Nie wiem, czy zauważyłyście, ale ja mam dokładnie ten sam problem. Prawa część moich włosów jest bardziej sucha i zniszczona, niż strona lewa. Przez to mocniej się też kręci, ponieważ w moim przypadku suche i bardziej zniszczone włosy kręcą się lepiej :) Co może być przyczyną takiego stanu rzeczy? Postaramy się razem znaleźć odpowiedź :)


1. Jaka może być przyczyna?
Co może być przyczyną tego, że jedna strona włosów jest bardziej sucha i zniszczona od drugiej? Wiele osób pisze mi właśnie, że bardziej zniszczoną mają prawą stronę włosów. A czy przypadkiem nie na prawym ramieniu najczęściej nosimy torebki? :) Podejrzewam, że przyczyną takiego stanu rzeczy w moim przypadku była właśnie torebka. Już w gimnazjum zamiast plecaka miałam taką fajną torebkę z długim paskiem i namiętnie ją nosiłam na prawym ramieniu. A wiadomo, że w szkole kilka, jeśli nie kilkanaście razy dziennie ją ściągamy i ponownie zakładamy, a włosy powoli się od tej aktywności niszczą. Szarpiemy je, łamiemy i przygniatamy. Nadal wszelkie torebki noszę na prawym ramieniu, inaczej niestety nie dam rady. I nadal prawa strona moich włosów jest nieco bardziej zniszczona i sucha, ale już w dużo mniejszym stopniu - ale o tym za chwilę. Jeśli nosicie plecak - czy przypadkiem nie nosicie go na jednym ramieniu i nie jest to ramię prawe? :) Przyczyną może być także spanie na jednym boku - każdy przeważnie ma swoją ulubioną pozycję do spania, czy to na lewym, czy na prawym boku. Ja akurat prawie zawsze spałam na plecach, zatem nie to było przyczyną. Wiem jednak, że jak ktoś nauczył się już spać np. na prawym boku, to ciężko go będzie przekonać do spania na lewym. Warto wtedy przed snem nałożyć na włosy troszkę silikonów i je jakoś związać delikatnie - nie będą w nocy się tak niszczyć. Podejrzewam, że przyczyną mogą być również zmiany hormonalne - w końcu hormony, np. te uwalniane w czasie ciąży czy dojrzewania potrafią z prostych włosów zrobić kręcone, to dlaczego nie mogą mieć wpływu na mocniejsze skręcenie czy zniszczenie jednej strony włosów? Tutaj troszkę sobie gdybam, ale już jedna czytelniczka poddała mi taki pomysł i może faktycznie tak jest.

2. Jak temu zaradzić?
No dobrze, czy da się coś z tym zrobić? Ja na początku pielęgnowałam obie strony włosów tak samo - jednakowa ilość oleju, jednakowa ilość maski czy odżywki bez spłukiwania. Po czasie jednak denerwowało mnie to, że ta prawa, bardziej zniszczona część włosów kręci się mocniej i chciałam ją jakoś bardziej upodobnić do strony lewej. Zaobserwowałam również, że prawa strona szybciej pije cały olej czy maskę, niż strona lewa. Zaczęłam jej zatem serwować większe ilości oleju i maseczek. Efekty nie przyszły od razu, jednak po kilku miesiącach poprawa była już dość zauważalna. Jeśli noszę też torebkę, staram się ją delikatniej zdejmować, choć o tym nie zawsze się niestety myśli. Przeważnie ta bardziej zniszczona część włosów ma jednocześnie wyższą porowatość - i może się okazać, że ta jedna część nie będzie tolerować produktów, które lubią całe włosy, oprócz tej części. Tutaj już można kombinować z nakładaniem na jedną część jakiejś bogatszej maseczki, a na drugą lżejszej. Albo innego oleju. Mi jednak nie bardzo chciało się tak kombinować, choć kto wie, może udałoby mi się doprowadzić dzięki temu obie strony włosów do takiego samego stanu.

3. Nakładam na bardziej zniszczoną część włosów więcej oleju, masek i nie pomaga - co robić?
Co jednak, jeśli dużo intensywniej pielęgnujemy bardziej zniszczoną część, ale to nie pomaga? Można wtedy rozważyć ścięcie całej tej zniszczonej części, ale wtedy często zostajemy z bardzo krótkimi włosami. Wypadałoby też wyeliminować przyczynę, bo co z tego, że zetniemy tą zniszczoną część, jak za kilkanaście miesięcy problem powróci - bo nadal nosimy tą nieszczęsną torebkę na prawym ramieniu albo śpimy tylko i wyłącznie na lewym boku ;) Chociaż zawsze można spróbować ściąć włosy i dbać o nie podwójne, zwłaszcza z tej problematycznej strony, jak będą odrastać. Kto tylko odważy się na tak radykalne cięcie? :)


 Mam nadzieję, że udało mi się chociaż częściowo odpowiedzieć na Wasze pytanie :) Sama do końca nie rozwiązałam tego problemu, jednak jest już o wiele lepiej. Jeśli macie swoje propozycje na rozwiązanie problemu zniszczonych włosów tylko po jednej stronie - piszcie śmiało :) Całuję :*

Kallos biotin - pierwsze zauroczenie minęło bezpowrotnie ;)

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Jak zapewne zauważyłyście, jest mniej ostatnimi czasy troszeczkę mniej w blogosferze - część bardziej wtajemniczonych osób wie już dlaczego ;) Udało mi się dzisiaj jednak zebrać w sobie i napisać dla Was recenzję kallosowej nowości - a mowa oczywiście o maseczce, jaką jest kallos biotin. Początkowo zapowiadał się całkiem fajnie (chociaż bez szału, jak inne kallosy), ale dosłownie przez jakieś 2 mycia. Potem pokazał swoje prawdziwe oblicze ;)


Skład:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride,Aminopropyl Dimethicone, Isohexadecane,Parfum, Citric Acid, Biotin, Propylene Glycol, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolino ne, Methylisothiazolinone, Limonene, Linalool.

Skład można zaliczyć do emolientowych, nie ma tutaj żadnych protein czy ekstraktów, które by w sobie proteiny posiadały. Już po wodzie widzimy emolient, antystatyk,lżejszy silikon i kolejny emolient. Dalej już zapach, kwas cytrynowy i tytułowa biotyna - witamina, które może wysuszać, tutaj jednak jest jej raczej niewiele. Następnie w niewielkich ilościach nawilżający glikol propylenowy,alkohol i konserwanty oraz substancje zapachowe. Pytacie czasem, czy można kallosami myć włosy, sama próbowałam różnymi. Tutaj akurat może nas obciążyć silikon, ale też konserwanty nie są za ciekawe i mnie prawie każdy kallos podrażnia, jeśli myję nim włosy i skórę głowy ;) Choć wiem, że niektóre kobietki z powodzeniem kallosami myją.

Konsystencja i zapach:
Kallos ma dość gęstą, budyniowatą konsystencję, jak na prawdziwego kallosa przystało. Nie spływa z włosów i wygodnie się nakłada. Ciekawa byłam, jak pachnie. Jest to mieszanina męskich perfum, morskiej bryzy i czegoś lekko chemicznego, ale bardzo lekko ;) Nie jest to najpiękniejszy zapach świata, choć ja lubię nawet takie męskie zapachy :)


Działanie:
No i przechodzimy do działania - jedną niedzielę dla włosów, w której kallos biotin grał główną rolę pokazywałam Wam TUTAJ. Owej niedzieli włosy całkiem ładnie się pokręciły, chociaż dół był troszkę obciążony i minimalnie przesuszony. Nie podejrzewałam o to naszego bohatera, jednak kolejne mycia z kallosem w roli głównej potwierdziły - kallos biotin niestety nie działa tak cudownie, jak moi dotychczasowi ulubieńcy (multivitamin, blueberry, aloe, omega, cherry). Mam wrażenie, że wręcz przesusza on  moje włosy - nie wiem, czy to kwestia tytułowej biotyny, a może braku oleju przed zapachem. Bez wzbogacenia nawilżaczem niestety  przesusza i matowi. Po dodaniu oleju i panthenolu jest lepiej, ale nadal nie idealnie. Dodatkowo lubi mi włosy obciążyć, co jednak może być zaletą dla posiadaczek wysokoporowatych, grubszych i gęstszych włosów. Na pewno nie dociążą włosów, a tego się spodziewałam po zawartości silikonu. Połowę maseczki dostała moja siostra (która pewnie go polubi, jeśli ja go nie lubię hehe), druga połowa pewnie też się gdzieś rozejdzie ;) Jak widać, nie każdy kallos mnie zachwyca, a tak było ze wszystkimi ostatnimi kallosowymi nowościami ;)



Skusił Was kallos biotin, czy czekałyście jednak na jakąś recenzję? :) Całuję :*

Trzy emolientowe, najlepiej dociążające maseczki i odżywki do włosów

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Wybaczcie, że ostatnio piszę dosłownie raz na tydzień, ale wczesna ciąża wysysa ze mnie wszystkie siły ;) Najchętniej bym leżała i spała, a tutaj Kubuś i życie wzywa i nie można wziąć sobie urlopu od macierzyństwa ;) Wiem jednak, że za jakiś czas to minie, a Was proszę o chwilową wyrozumiałość ;) Bardzo często pytacie mnie o emolientowe produkty, które najlepiej dociążą suche, fruwające na wszystkie strony włosy. Mam takich trzech ulubionych zawodników, ciekawa jestem, czy również spiszą się na Waszych włosach, przeczytajcie :)


1. Maska marokańska planeta organica
To maseczka, która jest mistrzem dociążąnia - chwalę ją nie tylko ja, ale również wiele właścicielek bardzo grubych, bardzo suchych czy falowanych włosów. Potrafi dociążyć włosy jak żadna inna, sama muszę uważać, aby mnie za mocno nie obciążyła i nie zrobiła przyklapu. Polecam ją wszystkim osobom, które mają problem z latającym i fruwającym siankiem - powinna spisać się wspaniale, chociaż wiadomo, że są wyjątki od reguły ;) Pamiętajmy, aby co jakiś czas oczyścić włosy mocniejszym szamponem, maseczka lubi się nadbudowywać. Recenzja znajduje się TUTAJ, mam już chyba trzecie albo czwarte pudełeczko ;)

2. Odżywka planeta organica afryka z olejem arganowym
Jeśli pytacie mnie o najlepiej dociążającą odżywkę, praktycznie zawsze wskażę Wam odżywkę planeta organica afryka z 12% olejem arganowym. Większość z Was jest zadowolona, choć wiem, że są osoby, które oleju arganowego nie lubią i odżywka mniej lub bardziej je puszy. Odżywka oprócz tego, że pięknie dociąża moje włosy, to również bardzo ładnie i widocznie je nawilża. Bardzo polecam również maskę z tej serii, chociaż miałam tylko odlewkę, na pewno zrobię recenzję po przetestowaniu pełnowymiarowego opakowania ;) Moją opinię możecie przeczytać TUTAJ.

3. Odżywka planeta organica afryka z olejem makadamia
Czyli siostra odżywki z olejem arganowym :) Pachnie prześlicznie orchideą, dociąża troszeczkę mniej, niż arganowa siostra, jednak nadal bardzo ładnie. Bardzo lubię moje włosy po użyciu tej odżywki, zarówno w wersji kręconej, jak i tylko lekko falowanej po koczku ślimaczku. Używałam odlewki maseczki z olejem makadamia i ta niestety lubiła mnie czasem troszkę spuszyć - może przez mleczko kokosowe? Recenzja odżywki znajduje się TUTAJ.

Czy znam coś ładnie dociążającego, emolientowego i łatwiej dostępnego?
Zauważyłam właśnie, że wszystkie te produkty nie są zbyt łatwo dostępne, choć niektórzy znają drogerie z rosyjskimi kosmetykami :) Czy znam jakieś emolientowe, ładnie dociążające maski i odżywki, które możemy łatwiej zdobyć? Są to kallosy, głównie wersja multivitamin, blueberry, omega i cherry. Nie dociążają one jednak aż tak mocno, jak wyżej wymienieni zawodnicy, chyba że wzbogacimy je dodatkową porcją oleju. Nie znam niestety nic innego, ale Czytelniczki z pewnością będą mogły coś polecić :) Tabelkę ze składami produktów Planeta Organica możecie znaleźćTUTAJ :)


Możecie polecić coś emolientowego i ładnie dociążającego? :) Całuję :*






Trzy proteinowe, najlepiej dociążające maseczki do włosów

$
0
0
Witajcie Kochani :)
W ostatnim poście pokazywałam Wam trzy ulubione, emolientowe maseczki i odżywki do włosów, które mają świetne właściwości dociążające. Obecnie protein używam dosłownie 2 razy w miesiącu (ach, jak te włosy się zmieniają), mam jednak swoich proteinowych, dociążających ulubieńców, których chciałabym Wam pokazać w dzisiejszym poście, zapraszam :)



1. Maska Dr. Sante z olejem arganowym
W marcu tego roku wychwalałam Wam cudowną maseczkę Doktora Sante z olejem arganowym - recenzję możecie przeczytać TUTAJ. Nadal jest ona moim dociążającym ulubieńcem, muszę tylko bardzo uważać, ponieważ zbyt często stosowana przesusza włosy, zamiast ładnie je wygładzać i dociążać. Obecnie protein używam około 2 razy w miesiącu i nadal przeważnie jest to Doktor Sante :) Za każdym razem otrzymuję po niej ładnie skręcone, ale gładziutkie, aksamitne i pięknie dociążone fale.

Tutaj pięknie wygładzone i lekko pofalowane po ślimaczku włosy po Doktorze Sante:

2. Maska biovax z keratyną i jedwabiem
To bezapelacyjnie mój ukochany biovax - swojego czasu używałam głównie jego, ostatnio miałam tylko saszetkę, która jednak przypomniała mi, za co go tak lubię. Fale są po nim idealnie gładkie, dociążone, aksamitne i cudowne w dotyku. Ważne, abym tutaj również nie przesadziła - raz na dwa tygodnie wystarczy, to naprawdę mocno proteinowy zawodnik :) Recenzję i zachwyty zobaczcie sobie TUTAJ.

Zdjęcia po biovaxie, z lampą oraz bez niej, żadnego odstającego włoska:

3. Ziaja maska wygładzająca do włosów niesfornych
Maseczkę ziaji odkryłam już w marcu 2013 roku - nie tak dawno użyłam jej ponownie i nadal lubimy się tak samo :) Jest to dla mnie duże zaskoczenie, ponieważ ziaja posiada w składzie hydrolizowany jedwab - a za tym panem szczerze mówiąc nie przepadam, maseczka jednak spisuje się znakomicie, są zatem wyjątki od reguły. Włosy po ziaji są takie wyjściowe :) Znowu uczulam jednak, aby absolutnie nie stosować jej co mycie, najlepiej raz na tydzień/dwa :) Recenzja znajduje się TUTAJ.

Taka ostatnio aksamitną falę zafundowała mi ziaja, znowu po koczku ślimaczku :)


4. Inne
Jeśli chodzi o inne maseczki i odżywki proteinowe, to całkiem dobrze spisuje się kallos keratin oraz maseczka do włosów mythos z miodem i soją - obie jednak muszę wzbogacać dodatkowym olejem, a tutaj miałam wskazać 3 maseczki idealnie dociążające, bez żadnych dodatków :)


Ciekawa jestem Waszych dociążających, proteinowych typów :) A może trzymacie się od proteinek z daleka? Sama żałuję, że teraz nie mogę ich tak często używać, bo tyle ciekawych produktów czeka na wypróbowanie :) Całuję :*

Wyzwanie: miesiąc olejowania włosów przed każdym myciem - efekty

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Jakiś czas temu podjęłam się na blogu wyzwania - chodzi dokładniej o miesiąc olejowania włosów przed każdym myciem. Czy udało mi się wytrwać i dzielnie nakładać olej co każde mycie? Jakie osiągnęłam efekty? No i wreszcie - czy jestem zadowolona i będę to praktykować dalej - przeczytajcie :)

Z takimi lekko suchymi loczkami zaczynałam :)

1. Jaki był stan moich włosów przed eksperymentem?
Na zdjęciu powyżej oraz poniżej możecie zobaczyć, że moje loczki przed eksperymentem z olejowaniem były troszkę suche - przyczyną było zbyt częste mycie ich delikatnym szamponem, zamiast mycia odżywką oraz jak podejrzewam - zbyt rzadkie olejowanie. Olej zdarzało mi się aplikować dosłownie 2-3 razy w miesiącu. Tutaj możecie zobaczyć je z bliska, zdjęcie bez lampy:



2. Czy udało mi się wytrwać w miesięcznym postanowieniu?
Muszę przyznać, że jestem z siebie dumna - ominęłam dosłownie 2 aplikacje oleju, ale to też z przyczyn nie do końca zależnych ode mnie - po prostu musiałam szybko umyć włosy, a nie było absolutnie ani minuty na nałożenie i trzymanie oleju. Najczęściej aplikowałam olej na sucho, inaczej nie za bardzo mi się chciało ;) Kilka razy olejowałam włosy na żel lniany i nawilżającą maskę, ale głównie była to metoda na sucho.

3. Jakie osiągnęłam efekty i czy jestem zadowolona?
Tutaj pewnie spodziewacie się samych zachwytów, a ja jednak Was pewnie zaskoczę :) To fakt - włosy po tak częstym olejowaniu są bardziej błyszczące i dużo ładniej dociążone, mniej się puszą, ale... No właśnie, jest małe ale. Nie chcą się kręcić ;) Stylizowałam je jak zwykle i o ile jeszcze tuż po umyciu, takie lekko wilgotne miały jako taki skręt, tak już po kilku godzinach albo po nocy nie było czego reanimować. Zostało jedynie kilka pasemek pokręconych, które to kręcą się same z siebie, reszta była tylko lekką falą. Najczęściej rano rozczesywałam takie nocne loczki grzebieniem (z reanimacji nic nie wychodziło), a one o dziwo w ogóle się nie puszyły, możecie zobaczyć na zdjęciu poniżej. Dodatkowo włosy były bardziej obciążone, mimo że nie nakładałam dużej ilości oleju i bardzo dokładnie go spłukiwałam. Widzę, że dla moich zdrowych już falo-loczków tak częste olejowanie niestety nie służy już dobrze. Inaczej było na samych początkach mojej pielęgnacji, kiedy włosy miałam suche jak wiór i piły one łyżkę oleju w mgnieniu oka.

Tak się najczęściej nosiłam, ale gdzie są moje loczki?! :)

4. Czy będę kontynuować eksperyment?
Na pewno nie, chociaż cieszę się, że olejowanie weszło mi teraz bardziej w krew i mam nadzieję, że będę o nim teraz pamiętać przynajmniej raz w tygodniu :) A teraz biorę się za keratynę, panthenol, żel i walczę o powrót loczków - dzisiaj jest już  lepiej i pokręciły się mocniej ;)


Olejujecie włosy przed każdym myciem? Jakie zauważyłyście efekty u siebie? :) Całuję :*

Aktualna kolekcja moich kosmetyków

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Pytacie mnie czasami, jak aktualnie wygląda moja kolekcja kosmetyków do włosów. Miałam chwilkę czasu i postanowiłam wywlec wszystko na dywan i obfotografować :)  O dziwo, dość miło się zaskoczyłam - kilka miesięcy temu postanowiłam, że wydaję kosmetyki, które nie sprawdzają się dobrze na moich włosach. Koniec eksperymentów - kiedyś zużywałam do końca nawet taką maseczkę, która każdorazowo robiła mi suchą miotłę, bądź męczyłam się z szamponem, który wysuszał i podrażniał. Teraz staram się mieć w swoich zapasach same lubiane kosmetyki, choć oczywiście moja dusza włosowego odkrywcy zmusza mnie czasami do zakupu czegoś nowego :) Ostatnim takim zakupem był balsam planeta organica afryka z masłem mango - użyłam go już kilka razy i mimo, że początkowo obawiałam się puszku - olej kokosowy i masło mango, nie wiem, jak mango działa na moje włosy, z kokosem jest różnie - jak na razie jestem bardzo zadowolona :) Zapraszam do obejrzenia moich zbiorów :)


1. Szampony i inne produkty myjące
Zacznijmy od produktu, który każdy z nas w domu posiada - szampon :) U mnie pod pojęciem "produkt myjący" kryją się również różne maseczki myjące czy mydełka, jak np. to miodowe. Nie jest tego dużo, zwłaszcza, że obecnie używam głównie maseczki scandic fruit, szamponu ecolab, a raz na czas barwy - do mocniejszego oczyszczenia włosów. Lubię jednak zarówno babydream, avea - do lżejszego oczyszczania oraz mydełko miodowe, choć tego ostatniego używam teraz głównie do ciała. Docelowo chciałabym zostać z jedną maseczką myjącą (jest), jednym delikatnym szamponem (nie wiem, czy wolę babydream czy ecolab hehe) oraz jednym oczyszczającym (jest). Na stanie obecnie sztuk 6 :)


2. Maski i odżywki
Tutaj jest tego więcej, ale to moje największe włosowe zboczenie :) Uwielbiam testować nowe maseczki i odżywki do włosów, chociaż nie kupuję już wszystkiego, co popadnie i co ktoś zachwali. Znam moje włosy na tyle, że potrafię z dużą dozą prawdopodobieństwa ocenić, czy przypadnie mi do gustu, czy nie ;) Wybieram głównie emolientowe produkty, czasem nawilżające, rzadziej proteinowe. Unikam gliceryny, ziół i alkoholu. Tak, przez tą gliceryną przepada mi masa fajnych rzeczy :) Jeszcze niedawno na zdjęciu znalazłby się kallos biotin, ale że się nie spisał, to poleciał do dobrych rąk :) Jak zapewne pamiętacie, bardzo cenię sobie inne kallosy, jak np. kallos blueberry, aloe czy caviar. Za jakiś czas na pewno sprawię sobie ponownie multivitaminę. Uwielbiam balsam PO afryka z olejem arganowym, testuję teraz ten z masłem mango. Maska marokańska jest świetna, ale niezbyt często, ponieważ lubi mnie obciążyć. Jeśli potrzebuję protein - nakładam wspaniałą maseczką Dr. Sante z olejem arganowym. Testuję maskę ziaji z ceramidami. Od czasu do czasu sięgam po maskę nawilżającą ecolab- jeden z nielicznych produktów, zawierających glicerynę, który lubię.  Ma jednak masę emolientów, a tej gliceryny bardzo dużo tam raczej nie ma ;) Balsam regenerujący ecolab lekko mnie puszy i nie dociąża tak, jak lubię. Dodaję go do henny z nawilżającymi dodatkami. Muszę do końca poznać maskę natura siberica loves estonia, ale chyba się nie polubimy - wtedy poleci do nowego właściciela. Nie mam żadnej osobnej odżywki bez spłukiwania - w tym celu używam emolientowych kallosów, aktualnie blueberry. Docelowo na pewno w mojej pielęgnacji zawsze znajdzie się miejsce dla kallosów, podobnież dla produktów z planeta organica i Dr. Sante ;) Mam tylko 11 sztuk, jestem z siebie dumna :D


3. Produkty stylizujące
Tutaj jest moja bolączka - długo szukałam idealnego żelu do włosów, po tym, jak zmienili skład mojego ukochanego męskiego żelu z isany - ha, mam jeszcze kilka groszków i oszczędzam je jak nie wiem co, choć żel już pewnie dawno przeterminowany ;) No i dlatego mam tyle żeli - próbowałam z żelem męskim cien - nawet fajny, choć nie jest moim ulubieńcem. Podobnie bielenda - ok, ale bez szału. Żele joanny ze starym składem bez alkoholu (elastyczny i gumowy) - czasem troszkę za mocne i ciężko je odgnieść, ale jeszcze je sprawdzę. Jest ukochany żel syoss men :) Ania wysłała mi jakiś czas temu do wypróbowania dwa żele z balei - oczywiście każdy użyty po razie, jeszcze nie zaczęłam pełnego testowania, jak to ja ;) Do porannej reanimacji mam krem boots, piekielnie wydajny, ale to dobrze, bo w Polsce niedostępny. Na stanie sztuk 9, z czego 2 na wykończeniu, to tak jakby 7 :P Docelowo chciałabym zostać z jednym żelem do używania po myciu (żel syoss) i produktem do reanimacji (krem boots).

4. Oleje i sera na końcówki
O, a tutaj jest bidnie :) Została mi resztka krokosza, dosłownie na jeden raz, w tak zatłuszczonej butelce, że aż wstyd tutaj pokazywać i dywan brudzić ;) Sezamek lubię, słonecznik chyba nie spisze się za dobrze, ale jeszcze go sprawdzę. Na końcówki mam kurację marokańską z avonu, jedwab green pharmacy i jedwab CHI. Najbardziej lubię kurację marokańską i testuję CHI - możliwe, że będzie nowy ulubieniec. Kiedyś bardzo ceniłam sobie jedwab GP, ale chyba pomieszali coś w składzie, wyżej jest ekstrakt z aloesu i podejrzewam go o puszenie ;) Trzeba uzupełnić olejowe zapasy, może wreszcie przetestuję ten olej lniany. Na stanie sztuk 5 ;) Docelowo chciałabym mieć dwa ulubione oleje (jeden z omega 9, drugi z omega 6) oraz jedno serum na końcówki.


Macie w swojej łazience coś z mojej kolekcji? A może któryś z produktów Was najbardziej zaciekawił? :) Całuję :*

Bardzo szybka stylizacja fal i loków - kiedy brak czasu i chęci ;)

$
0
0
Witajcie Kochani :)
Wybaczcie moją nieobecność w blogosferze, ale 4 ostatnie dni upłynęły mi pod znakiem strasznej migreny, a wtedy ciężko trzymać głowę prosto i myśleć o czymkolwiek. W ostatnim czasie - ze względu na mój stan ;) - nie czuję się najlepiej, ale wiem, że niebawem to powinno minąć. Przez to właśnie poszukiwałam szybkiej i skutecznej stylizacji dla fal i loczków, bez monotonnego ugniatania włosów żelem, pochylania głowy i suszenia suszarką z dyfuzorem. Miało być szybko, łatwo i skutecznie - no i się udało. Przeczytajcie o moim nowym sposobie na stylizację fal i loków - kiedy brak czasu, siły i chęci na coś więcej ;)

Wybaczcie mi zdjęcie bez makijażu i ogólną bladość, to nie był mój najlepszy dzień :) Chciałam tylko pokazać, jak włosy prezentują się od przodu ;) Skręt jest słabszy, niż po stylizacji żelem i suszarce z dyfuzorem. Kolory przekłamane, słoneczka brak, zdjęcie bez lampy.

1. Jak stylizuję włosy, kiedy brak sił, czasu i chęci?
Do tej pory cały mój proces stylizacji zajmował najwięcej czasu - najpierw wgniatanie odżywki bez spłukiwania, potem przeczesanie włosów, gdzie woda leje się i wszystko dookoła jest mokre. Następnie żel, pougniatać trzeba kilka minut, żeby włosy uzyskały odpowiedni kształt. A że po żelu muszę wysuszyć włosy, bo schną mi z nim wiecznie, to potem wiszenie kilkanaście minut z głową w dół, susząc fale suszarką z dyfuzorem. Fakt, że zawsze wtedy mam najładniejszy i najbardziej wyraźny, długotrwały skręt, ale udało mi się znaleźć sposób na delikatniejsze fale, ale równie ładne :) W jaki sposób je uzyskuję? Mokre włosy, lekko odciśnięte bawełnianym podkoszulkiem spryskuję sporą ilością mieszanki, która znajduje się w buteleczce z atomizerem. W skład owej mieszanki wchodzi woda oraz kallos blueberry. Jeśli chodzi o proporcje, wody jest jakieś 150ml, kallosa dosłownie łyżeczka. Konserwuję wszystko 10 kroplami konserwantu FEOG.  Ma to być rzadkie i  takie pieniące się, nie powinno być za ciężkie, żeby nie przeciążyć włosów. Kallos jest emolientowy, zatem powinien dość ładnie ograniczać puch. Spryskuję włosy dokładnie, ugniatam je dosłownie minutkę i albo podsuszam chwilkę, ale zostawiam do naturalnego wyschnięcia. Jeśli mamy mocny skręt albo nasze włosy mają sporą tendencję do puchu, być może trzeba będzie w suche już kosmyki wgnieść porcję silikonowego serum. Sama czasem tak robię, zwłaszcza, jeśli pogoda jest niesprzyjająca. Często wystarczy jednak spsikanie włosów samą mieszanką stylizującą i zostawienie do wyschnięcia, zwłaszcza jeśli wcześniej użyłam czegoś emolientowego. 

2. Mój plan minimum z podanym sposobem stylizacji:
Miałam taki dzień, kiedy musiałam umyć włosy, a nie chciało mi się nic. Umyłam je zatem jedynie maską kallos blueberry (szykuje się nowy ulubieniec do mycia, a tak bałam się podrażnienia), nie nakładałam już żadnej maski ani odżywki. Mokre włosy spsikałam dokładnie mieszanką stylizującą i zostawiłam do naturalnego wyschnięcia. Po wszystkim fale prezentowały się tak:


 Skręt z tyłu był niestety dosyć słaby, ale moje włosy z tyłu i w górnej warstwie ogólnie kręcą się dużo słabiej, za to przodu i w dolnej warstwie - fale i falo-loczki wyszły bardzo ładnie. Nie było przeciążenia, nie było puchu, a nie użyłam żadnej maseczki i odżywki. To fajne rozwiązanie na co dzień, kiedy nie czujemy się najlepiej albo nic nam się nie chce.

3. U kogo taka stylizacja może się sprawdzić?
Podejrzewam, że taki sposób stylizacji nie sprawdzi się na każdych włosach. Najbardziej poleciłabym go delikatnym z natury, cieńszym czy mniej gęstym falom - czyli takim, jak moje. No i najlepiej, aby były to włosy w miarę zdrowe - te o wyższej porowatości na pewno będą się po tej metodzie mniej lub bardziej puszyć. Loki po tym sposobie również niestety mogą się puszyć, one często potrzebują żelu czy kremu, żeby trzymać się w kupce i nie puszyć. Zawsze można jednak spróbować i po wszystkim wgnieść porcję silikonowego serum, aby ograniczyć ewentualny puch. Skręt po tej metodzie również może być słabszy, jednak polimery ze sklepowych stylizatorów dużo bardziej go podkreślają, niż mieszanka wody z kallosem ;)

4. Co jeszcze można dodać do mieszanki?
Próbowałam już do moich 150ml wody i łyżeczki kallosa blueberry dodać łyżkę żelu lnianego - skręt był mocniejszy, ale wszystko wyglądało mniej naturalnie i było troszeczkę bardziej wyczuwalne na włosach, następnym razem dam dosłownie łyżeczkę żelu lnianego. Można próbować z proteinami, chociaż je polecam łączyć koniecznie z czymś nawilżającym, może to być wspomniany żel lniany i jakaś emolientowa maska/odżywka. Sama spróbuję dołożyć kilkanaście kropel keratyny, włosy pewnie mocniej się skręcą, zobaczymy, czy nie przesuszą. Pamiętajcie, aby wszystko zakonserwować, w łazienkach lubi być ciepło i mieszanka mogłaby się zepsuć. W lodówce pewnie wszystko postałoby z 10 dni, można spróbować :)

Macie swoje sposoby na taką szybką stylizację, czy nadal ugniatacie się z pianką/żelem/kremem? :) Całuję :*
Viewing all 512 articles
Browse latest View live