Witajcie Kochani :)
Jest, jest, jest! :) Wreszcie odnalazłam idealny żel do włosów, a tym samym następcę żelu z isany. Czytelniczka (:*) poleciła mi jakiś czas temu męski żel syoss w czarno-pomarańczowym opakowaniu. Trafiłam wreszcie do rossmanna, obejrzałam skład i wrzuciłam do koszyka tubkę 250ml. Przy kasie zostawiłam tylko 9,99. Od tej pory jesteśmy nierozłączni. Przeczytajcie, za co pokochałam tego małego cudotwórcę :)
Skład:
Żel zawiera w składzie sporo mocnych polimerów - takie żele bardzo cenię, pięknie i na długo podkreślają mi skręt. Zatem po kolei, po wodzie mamy dokładnie 3 polimery, dalej regulator pH, konserwant i 3 nawilżacze - panthenol, glicerynę oraz glikol propylenowy. Potem już zapach i reszta konserwantów. Już po składzie widziałam, że syoss to będzie naprawdę mocny zawodnik :)
Konsystencja i zapach:
Zawsze ktoś mi zwraca uwagę, że w łazience pachnie mężczyzną, kiedy z niej wyjdę po ugniataniu fal ;) Syoss jest męskim żelem i faktycznie pachnie męsko. Dla mnie ładnie, zapach i tak szybko ulatnia się z włosów. Konsystencja jest bardzo lepka i gęsta, chyba jeszcze bardziej, niż żelu z isany. Wcale mi to nie przeszkadza, ale ewentualnie można syossa troszkę rozwodnić, jeśli ta lepkość się nie spodoba.
Opakowanie:
Żel otrzymujemy w sporej, bo 250ml tubce na klapkę. Może stać na głowie, bez problemu wyciśniemy z niej odpowiednią ilość żelu. Utrzymana w czarnej tonacji, wszak to żel dla mężczyzn :D
Działanie:
Jakiś czas temu, dokładnie w tym poście pokazywałam Wam mój pierwszy raz z żelem syoss men :) Post ten ma naprawdę sporo odsłon i zrobił furorę, aż sama byłam zaskoczona - widać, że nie tylko ja szukam idealnego żelu do fal i loków bez alkoholu ;) Jestem nim tak samo zachwycona, jak na początku, a może i jeszcze bardziej :) Stosuję go już prawie miesiąc, co każde mycie. Żel absolutnie nie przesusza, choć mocne polimery, zawarte w żelu mogą dawać wrażenie suchości i matowości na drugi dzień. Wtedy jednak wystarczy zmoczyć włosy albo spryskać je mgiełką nawilżająco-emolientową (moje sposoby na reanimację fal i loków możecie podglądnąć TUTAJ) ,dougniatać, dosuszyć i już jest cacy :) Syoss wspaniale, ale to naprawdę przewspaniale podkreśla skręt - mój jest coraz mocniejszy, a wszystko dzięki temu małemu cudotwórcy. Dodatkowo bardzo mocno i na długo ten skręt utrwala - do tej pory rankiem często miałam już mało estetyczny półwyprost, teraz nadal jest skręt, choć wiadomo, że często trzeba go troszkę zreanimować. Muszę uprzedzić - żel robi bardzo mocne i sztywne strączki. Należy je oczywiście odgnieść po całkowitym wyschnięciu włosów, sama odgniatam żel gładką apaszką. Zajmuje mi to jednak troszkę więcej czasu, niż w przypadku innych żeli. Efekt jest jednak tego wart, odgniatanie trwa z 2 minutki :) Syoss nie wybacza jednak przesuszonych włosów - w moim przypadku, jeśli na takie bardzo przesuszone (np. alkoholem, ziółkami czy nadmiarem protein) włosy nałożę owy żel, są one potem jakby bardziej połamane i zgięte, niż zakręcone - widać to wizualnie. W dotyku również są wtedy mniej przyjemne i bardziej suche. Kiedy jednak dbamy o odpowiednie nawilżenie i natłuszczenie włosów - syoss powinien spisać się rewelacyjnie. Wiem, że nie każde włosy przyjmą łyżeczkę tak mocnego żelu - próbujcie od kilku groszków - żel nie jest drogi. I koniecznie pamiętajmy o odżywce bez spłukiwania, nałożonej pod syossa. Z czystym sercem polecam ten żel każdej falowanej (ale raczej tej o mocniejszym skręcie) i zakręconej głowie :) Teraz Daria kusi mnie syossem w srebrnej tubie, ponoć pachnie owocami egzotycznymi - wiem, że nie będę mu się długo opierać :D
Na koniec - efekty na moich włosach, wszystkie zdjęcia zrobione są bez lampy:
Macie swój ulubiony stylizator do fal i loków? Używałyście już mojego ulubieńca? :) Całuję :*