Witajcie Kochani :)
Chyba większość włosomaniaczek miała w życiu choć jednego kallosa :) Firma nieustannie zasypuje nas nowościami, a jedną z ostatnich składowych perełek jest kallos botox. Nie byłabym sobą, jakbym się na niego nie skusiła :) Maseczki te mogą przytłaczać wielkością - sama na szczęście niemalże każdą biorę na spółkę z siostrą, 500ml nie przeraża już tak, jak 1000 ;) Jesteście ciekawe, jak botox spisał się na moich wymagających falach?
Urocza modelka prezentuje produkt :)
Skład:
Aqua, Cetearyl Alcohol, Cetrimonium Chloride, Olea Europaea Oil, Cocos Nucifera Oil, Parfum, Cyclopentasiloxane,Dimethiconol, Panthenol,Hydrolized Keratin, Soluble Collagen,Sodium Hyaluronate, Citric Acid, Propylene Glycol, Benzyl Alcohol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone
W składzie znajduje się sporo dobroci, szkoda, że większość niestety po zapachu, czyli w niewielkich ilościach. Bazą jest tradycyjnie emolient i antystatyk. Jeszcze przed zapachem znajdziemy dwa kolejne emolienty - oliwę z oliwek oraz olej kokosowy. Są to dość charakterystyczne oleje i nie każda porowatość może się nimi polubić - zwłaszcza niech na baczności mają się osoby o wyższej porowatości. Po zapachu mamy dwa silikony - jeden odparuje sam, drugi jest zmywalny delikatniejszym detergentem. Następnie nawilżający panthenol, hydrolizowana keratyna, kolagen oraz nawilżający kwas hialuronowy.Jupiii - nie ma mało lubianej przeze mnie gliceryny :D
Konsystencja i zapach:
Kallos pachnie mydłem i czystością - skojarzył mi się tak po pierwszym powąchaniu i nadal tak mi się kojarzy :) Zapach jest całkiem znośny, z czasem polubiłam go jeszcze bardziej. Dodatkowo wyczuwam go lekko na włosach jeszcze tego samego dnia. Konsystencja - ten kallos jest nieco rzadszy, niż ostatnie emolientowe nowości - np. kallos omega czy cherry. Nie spływa jednak z włosów, wygodnie się nosi i dobrze miesza z półproduktami czy olejami.
Działanie:
Najważniejsze zawsze zostawiam sobie na koniec - działanie maseczki na moich włosach :) Kallos ten bardzo mnie ciekawił - tu olej kokosowy, które moje fale po wcześniejszej nienawiści pokochały, tutaj proteiny czy kwas hialuronowy. Maseczka zachwyciła mnie, ale działa też inaczej, niż moi ostatni kallosowi ulubieńcy - piszę tu o wersji blueberry, cherry, omega czy banana. Włosy po botoxie [;)] mają piękną objętość - której nie należy mylić ze spuszeniem, są świetnie skręcone, a jednocześnie takie sypkie w dotyku. Wspaniale nawilżone - mimo że nawilżacze mamy po zapachu. Proteiny również występują w składzie po kompozycji zapachowej, ale uczulam, że moje włosy czują je tutaj - dlatego nie nazywałabym tej maseczki czysto emolientową, raczej emolientowo-proteinowo-nawilżającą. Pięknie spisuje się solo, nie muszę jej wzbogacać, choć oczywiście czasem mi się zdarza :) W ostatniej niedzieli dla włosów dorzuciłam do maseczki 5 kropel keratyny - było to już troszkę za dużo, ponieważ maseczka sama w sobie ma już swoje proteiny i włosy były nieco szorstkie. Dla bardziej suchych i puszących się włosów polecam za to wzbogacanie owej maseczki kilkoma kroplami oleju. Kallosy używane co mycie nie działają u mnie tak samo ładnie, zatem rozkoszuję się ich właściwościami 1-2 razy w tygodniu, żeby nie przedobrzyć :) Maseczka może spuszyć włosy o wyższej porowatości i te, które nie przepadają za olejem kokosowym - moje fale go tutaj w pewnej ilości wyczuwają ;)
Tutaj możecie zobaczyć moje falowańce po kallosie botox, zdjęcia z ostatniej niedzieli dla włosów ;)
Skusiłyście się już na to cudo? :) Wiem, że jest problem z dostępnością i ostatnio doszły mnie głosy, że producent zmienił kallosa botox na pro-tox - wiecie o tym coś więcej? Całuję :*