Witajcie Kochani :)
Nie pamiętam już, kiedy ostatnim razem robiłam sobie taką domową maseczkę z kuchennych składników. Zainspirowała mnie jednak Emilka z kanału Zakręcovnia - zerknijcie koniecznie na jej kanał :) Udałam się zatem do kuchni i poszłam mieszać. Zobaczcie, co z tego wynikło :)
Przepis na maseczkę:
1 łyżka kallosa color
pół łyżki miodu
1 żółtko
Co zrobiłam po kolei?
Co zrobiłam po kolei?
Dotychczas wszelkie maseczki samoróbki nakładałam przed myciem - tym razem postanowiłam jednak zaryzykować i nałożyć taką maskę po umyciu włosów. Zatem chwyciłam po mój ukochany szampon normalizujący ecolab, następnie nałożyłam moją maseczkę - zużyłam tylko połowę, a to i tak było sporo jak na moje włosy :) Potrzymałam ją pod czepkiem i ręcznikiem 20 minut i dokładnie spłukałam. Troszkę obawiałam się efektu, ponieważ w czasie spłukowania włosy były dziwnie szorstkie. W ociekające wodą włosy wgniotłam porcję kallosa color, troszeczkę odcisnęłam dłońmi wodę z włosów, wyprostowałam się i je przeczesałam. Następnie wgniotłam jakąś łyżeczkę żelu syoss max hold - tego w czarno-zielonym opakowaniu. Lubię go używać co któreś mycie, najlepiej na zmianę z power holdem. Od jakiegoś czasu zaczął mi dobrze służyć, nie wiem co się stało ;) Wysuszyłam włosy suszarką z dyfuzorem i odgniotłam lekkie sucharki z włosów.
Efekty:
Nie wiedzieć czemu - spodziewałam się włosowej tragedii, a wyszło naprawdę bardzo fajnie :) Włosy ładnie skręcone - na zdjęciach tak tego nie widać, bo najlepiej kręcą się w spodniej warstwie, a tutaj widać głównie wierzchnią :) Błyszczące, miękkie, miłe w dotyku. Zero suchości i szorstkości, którą czułam w czasie spłukiwania maseczki. Z pewnością takie domowe maski będą częściej gościć na moich włosach :)
Lubicie takie domowe maseczki? :) Całuję :*