Witajcie Kochani :)
Tak ostatnio bujałam Malutkiego w wózku i oglądałam te moje włosy. Suche jakieś takie, nijakie, fryzura bez kształtu. Postanowiłam znowu porządnie o nie zadbać i w każdy weekend fundować kosmykom włosowe spa - w weekend mam troszkę więcej czasu dla siebie ;) Zobaczcie, co ciekawego zafundowałam włosom tym razem ;)
Zdjęcie w naturalnym świetle, bez lampy.
Postanowiłam zacząć od oczyszczania - a że nie mam w domu nic, co porządnie oczyszcza (szampon lawendowy ziaji okazał się niestety za słaby, szykuję dla Was recenzje) - pożyczyłam od synka żel do mycia ciała z pociągiem Tomkiem - kojarzycie tę bajkę? :D Mocny jak diabli, więcej Kubusiowi go raczej nie kupię, bo go wysuszy na wiór za niedługo ;) Umyłam włosy dwa razy niebieską, mocno pachnącą mazią i postanowiłam porządnie je odżywić i nawilżyć. Na 10 minut pod czepek i ręcznik zaaplikowałammaseczkę Anwen do włosów wysokoporowatych. Spłukałam ją bardzo dokładnie, a następnie zrobiłam płukankę lnianą. Lekko odcisnęłam włosy z nadmiaru wody w bawełniany podkoszulek i wgniotłam w fale 3 porcje żelu balea, który dostałam od Ani - zajrzyjcie koniecznie na jej pięknego bloga :) Wysuszyłam włosy naturalnie, nie mam kompletnie czasu na dyfuzor ;)
Mimo naturalnego suszenia, włosy całkiem ładnie się pokręciły, oczywiście jak na ich aktualne możliwości ;) Im częściej je stylizuję, tym mocniej się kręcą, ostatnio jednak ze stylizacją byłam na bakier. W dotyku są jeszcze troszkę suche, ale nie ma co się dziwić - maseczki i odżywki nakładam dosłownie na minutę, a i to nie za każdym razem. Upały też dają się we znaki. Ale będzie dobrze, nie są zniszczone ani pokruszone, jedynie suche, a to w moim przypadku dość szybko da się naprawić ;) Nie mam zdjęcia od tyłu, ponieważ tam praktycznie w ogóle się nie pokręciły, mimo że zaaplikowałam żel również w te partie, no cóż ;)
Nie przestraszcie się, bo jak to ja - oczywiście nie mam makijażu, a nie chciało mi się specjalnie do zdjęcia robić ;
Lubicie sobie robić takie weekendowe spa dla włosów? :) Całuję :*